Chrystus – Synem Bożym? – jak trudno było przyjąć…

22 maja

Każdy zdrowy człowiek pamięta swoją przeszłość i ciekaw jest przeszłości osób, z którymi się bliżej styka. Ponieważ wszyscy ludzie to robią, jest to właściwość uniwersalna wszystkich cywilizacji. Można stąd wyciągnąć wniosek, że musi to być żywotny czynnik w życiu i rozwoju społeczeństw, skoro żadne się nie ostało, które by wiedzy o swojej przeszłości nie wytwarzało i nie gromadziło, aby ją przekazywać pokoleniom. Jeśli wiedza o przeszłości jest jednym z niezbywalnych nurtów kultury, wobec tego pytanie o pożytek z historii znaczy tyle samo, co pytanie o potrzebę kultury i jest tak samo zbyteczne. Ta sama zasada dotyczy społeczności, w których żyjemy, dotyczy także Kościoła. Niestety znajomość historii Kościoła, jego wielkości, ale i bolesnych upadków jest słaba. Być może nie mamy na to czasu, być może nie mamy odpowiednich przymiotów intelektualnych, być może jesteśmy po prostu leniwi. Chcielibyśmy się zanurzyć w Bogu, w którym widzimy ostoję spokoju i wytchnienia, po trudach codziennych spraw. Takie patrzenie skutkuje tym, że nasza wiara staje się pewną rutyną i przyzwyczajeniem, najczęściej niedojrzałym, a na pewno przestaje być wyzwaniem i źródłem energii witalnej. Smuci to szczególnie w kontekście zaangażowanych katolików, którzy w różnego rodzaju grupach silą się na działania ewangelizacyjne, a nie poznają swoich korzeni i niewiele z nauki Chrystusa rozumieją. Nawet statystyki pokazują, że to nie wychodzi na dobre. Dlaczego? Może dlatego, że „z obfitości serca mówią usta”? Że zapominamy o naturze miłości, która nie jest samym uczuciem. Miłować oznacza także poznawać przedmiot miłości. To jednak wymaga zaangażowania, cierpliwości, męstwa. I chyba tego nam brakuje…

Aby przełamać impas i marazm w katolickiej wiedzy podejmujemy próby poznawania się i uczenia…

Po herezjach odnoszących się do Tajemnicy Trójcy Świętej, które omówiliśmy wcześniej, zorientowaliśmy się, że w trudnościach i bólach tworzyła się i rozwijała nauka Kościoła pierwszych wieków. To, co znamy dziś z katechizmu, z kazań, nabożeństw i modlitw to efekt ogromnego wysiłku ludzi Kościoła, którzy korzystając z asystencji Ducha Świętego poznawali prawdę o Bogu, człowieku i świecie oraz głosili ją.

Dziś, mała dawka wiedzy o kolejnym błędnym nurcie w poszukiwaniu prawdy o Chrystusie.

Nie wszyscy z ludzi słuchających Apostołów i uczniów apostolskich potrafili poradzić sobie z zaakceptowaniem bóstwa Chrystusa. Byli tacy, których dziś nazywamy ebionitami, co tłumaczy się „ubodzy”, którzy skorzystali z najprostszego rozwiązania – mieli trudności z uznaniem Chrystusa jako Boga, to po prostu wykluczyli możliwość, że Jezus tak może być. Owszem, szanowali Go, podziwiali opowiadania o Jego nadnaturalnych zdolnościach, tylko tyle, że nie potrafili przyjąć, że On jest Synem Bożym. To skutkowało odrzuceniem wszystkiego z Bożego Objawienia (z Pisma Świętego), co choć trochę sugerowało boskość Jezusa. Nie zgadzali się ze świętym Pawłem i pomijali jego listy, odrzucili wszystkie Ewangelie.

Moglibyśmy powiedzieć, że ebionici są prekursorami całkiem sporej grupy ludzi, którzy z podziwem wypowiadają się o mądrości i postawie Chrystusa, ale nie wierzą, że jest Bogiem i Zbawicielem. Przedstawiają za tym wiele naukowych argumentów i wyjaśnień. Niestety to stawia ich poza Kościołem, bo i istotą chrześcijaństwa jest właśnie uznanie Jezusa Chrystusa za Osobę Boską. To prawda, że trudno to sobie wyobrazić i przyjąć, ale to dlatego przez całe wieki ten nurt ożywał, chociaż systematycznie był i jest przez Kościół odrzucany jako błędna nauka (herezja).

 

 

Fot. Cefalù, gdzie znajduje się mozaika Jezusa Pantokratora, to rybackie miasteczko na wschodnim wybrzeżu Sycylii, w połowie drogi między Mesyną a Palermo. Katedra została wzniesiona w 1131 roku przez Rogera II, w podziękowaniu Matce Boskiej za ocalenie od utonięcia podczas burzy na morzu. Mozaiki pochodzą z 1148 roku. W sklepieniu przedstawiona jest uroczysta postać błogosławiącego „Chrystusa Pantokratora”. Zbawiciel odziany jest w chiton (koszula) w odcieniu czerwieni, oznaczający odwieczne bóstwo, na który narzucony jest niebieski himation (wierzchnie okrycie), symbolizujący przyjęte człowieczeństwo. Na chitonie na prawym ramieniu widnieje clavus – ozdobny brzeg, który bywa interpretowany jako znak kapłaństwa Chrystusa. Dwa wyciągnięte palce, wskazujący i środkowy, oznaczają unię między naturą boską i ludzką. Natomiast złączone ze sobą trzy palce symbolizują jedność Trzech Osób Boskich. Otwarta księga ukazuje Jezusa jako Wcielone Słowo. Złote tło mozaiki to kolor nieba. Poniżej widzimy Madonnę  i czterech archaniołów. W dwóch niższych sektorach po obu stronach okna dwunastu Apostołów.