Czy tolerancja jest tolerancyjna?

16 maja

Tolerancja jak i nietolerancja odgrywają w życiu społecznym niezwykle ważną rolę. Pierwsza prowadzi do zachowania harmonii lub przynajmniej ładu społecznego, druga prowokuje niezgodę, waśnie, spory, a nawet prześladowania, walki czy wojny. Od czasów powstania III Rzeczypospolitej zagadnienie tolerancji jak i nietolerancji nabrało szczególnego znaczenia i jest ciągle nagłaśniane w mass mediach. W czasach PRL-u to PZPR reprezentująca ideologię marksistowsko-leninowską (do 1956 r. także stalinowską) określała, co jest jedynie słuszne, prawdziwe, dobre, co służy dobru człowieka i społeczeństwu. Bezwzględna cenzura, inwigilacja służb bezpieczeństwa czyniła z prawa do wolności słowa i wyznania totalną fikcję. Kto występował przeciwko takiemu stanowi rzeczy był nietolerancyjny. Zatem ustrój demokracji ludowej zwalczał inaczej myślących, tępił i uśmiercał ludzi przeciwnych nie demokracji, lecz dyktaturze komunistycznej.

Nawiązali do tego postkomuniści, którzy głosili absolutny brak zasad (relatywizm). Nie ma prawdy, dobra, piękna. Kto mówi inaczej jest nietolerancyjny. Dlatego Kościół katolicki w Polsce pozostał głównym wrogiem takie myślenia. Posądzano go o skostniały dogmatyzm, fanatyzm, fundamentalizm, nieliczenie się z wolą osoby ludzkiej, rozwojem nauki itp. Kościół katolicki jest ukazywany jako nietolerancyjny. Czym zatem jest ta wszechogarniająca „tolerancja”?

Tolerancja jako zjawisko nie jest zagadnieniem samoistnym, ale związana jest z człowiekiem jako osobą. To sposób odnoszenia się do innych osób czy grup społecznych, w sferze poglądów, przekonań, postaw i zachowań społecznych, wyznań, konkretnych czynów, które treściowo i formalnie odbiegają od ogólnie uznawanych i przyjmowanych poglądów, postaw, zachowań oraz wartości. Chodzi tu więc o wartości i znaczenie, o pojmowanie prawdy, dobra, piękna, świętości i miłości. Ponieważ pomiędzy poszczególnymi osobami, grupami społecznymi, narodami, państwami istnieją różnice zdań, co do tych wartości, stąd potrzebna jest tolerancja. Ale nie jest to nowość. Zjawisko tolerancji jest znane od początku ludzkości, gdy między osobami, rodami, plemionami pojawiały się różnice co do rozumienia człowieka, sensu i celu życia, przyjmowanej hierarchii wartości, sposobów spełniania człowieka i społeczności. Była ona warunkiem zgody wewnątrzrodowej czy plemiennej, ich jedności i pokoju, chroniła przed konfliktami, wojnami, rozpadem określonych grup społecznych, a nawet ich zanikaniem poprzez wyniszczające walki, gdy prymat nad osobą i jej godnością wzięły wartości niższe. Samo zjawisko tolerancji jest, więc stare. Termin „tolerancja” wywodzi się od łacińskiego czasownika, który oznacza „znosić coś cierpliwie”, „znosić i wytrzymywać dolegliwości”, „powstrzymywać się od reakcji i działań negatywnych w stosunku do czegoś lub kogoś powodujących owe dolegliwości”. Pierwotnie ‘tolerancja” oznaczała dopuszczanie przez religię rzymską innych religii do publicznego wyznawania. Od początku pojęcie to wiązało się z wolnością religijną i stosunkiem państwa do religii. W tym sensie o tolerancji pisał już Cycero. Św. Augustyn mówił o wierze, która musi być aktem wolnym i nie można do niej nikogo przymuszać. Taki też sens miał edykt mediolański z 313 r. Konstantyna Wielkiego, przywracający wolność religijną chrześcijaństwu. Nietolerancja, pomijając prześladowanie chrześcijan w pierwszych trzech wiekach, w czasach nowożytnych pojawiła się od reformacji, zwłaszcza od „pokoju” augsburskiego z 1555 r., według którego zapanowała zasada cuius regio, eius religio (czyje rządy, tego religia) – wyznawca luteranizmu czy katolicyzmu musiał zmieniać wyznanie w zależności od konfesji panującego księcia na danym terenie! W późnym średniowieczu rozumienie tolerancji zostało znacznie poszerzone, gdyż obejmowało ono z jednej strony nieinterweniowanie w życie i przekonania drugiego człowieka, dopuszczanie do odmienności myślenia i działania, a z drugiej strony niestosowanie siły i przemocy. Bywały wszakże też liczne odstępstwa od tolerancji tak pojmowanej, powodowane zarówno przez władców świeckich, jak i sądy kościelne (wyprawy krzyżowe, inkwizycja, „polowanie na czarownice”). W Europie przyjmowano jednak wówczas zasadę jednego państwa katolickiego, dlatego władcy świeccy „wspomagali” mieczem hierarchię kościelną, a ta będąc sprzymierzona z tą władzą sankcjonowała jej posunięcia, uzasadniając je wolą Bożą. Państwo miało prawo decydować w kwestiach religijnych, ale dla porządku publicznego użyteczne było, aby pozwalało ono na wolne wyrażanie myśli różnych wierzeń. Pojęcie tolerancji przyjmowane prawie do połowy naszego wieku zrodziło się z racjonalizmu francuskiego i empiryzmu angielskiego. Voltaire – czołowy przedstawiciel pierwszego nurtu myślowego, bezwzględny przeciwnik Kościoła – oskarżał chrześcijaństwo, iż jest ono najbardziej nietolerancyjne ze wszystkich religii, które w imię przeświadczenia o posiadaniu wszelkiej prawdy prześladowało wszystkich nie podzielających tej opinii, z drugiej zaś strony twierdził, iż prawdziwą tolerancję można zbudować na bazie wspólnego rozumu, który jedynie może wyrokować o wszystkim. Na jego podstawie można też zbudować religię naturalną, powszechne braterstwo, zaś z innych religii, zwłaszcza objawionych, można sobie kpić. Racjonalizm domagał się tolerancji dla wszystkich poglądów z niego wynikających, z niego zaś samego zrodziła się rewolucja francuska, jedna z najbardziej nietolerancyjnych wobec Kościoła i religii. Empiryści angielscy, będący apologetami tolerancji politycznej, uniwersalność rozumu uważali za mit. Według nich wszystkie pojęcia pochodzą z różnych doświadczeń społecznych czy naukowych i są przechowywane w naszych umysłach, lecz ulegają różnym deformacjom i przekształceniom pod wpływem nowych. Stąd wywodzą się różne poglądy. Teorie polityczne, uwzględniając różne poglądy, muszą też respektować fakt, że człowiek (grupy ludzi o zbliżonych poglądach i interesach) znajduje się w ciągłej walce z innymi. W wyniku doświadczeń wynikających z nieustannej walki człowiek nauczył się cenić siłę przeciwników i jeżeli nie ma możliwości pokonania ich, zawiera z nimi niepisany choćby kontrakt pokojowy, jako że w ten sposób więcej zyskuje (a przynajmniej nie traci), niż gdyby ryzykował otwartą walkę z nimi. Społeczność jest więc tworzona przez niepewną równowagę, a tolerancja jest jakby jej wynikiem. W ten sposób widać, że tak pojmowana tolerancja nie zakazuje walki, a jeśli jej się nie podejmuje ze strachu przed utratą tego, co się posiada, lub ze względów taktycznych, gdy się aktualnie nie dysponuje wystarczającymi środkami do pokonania przeciwnika, to czeka się do czasu, kiedy się je zdobędzie. Dlatego rozumiano tolerancję jako postawę osoby, która znosi cierpliwie zadane jej razy lub wyrządzone krzywdy i nie dochodzi prawnie rekompensaty, choć mogłaby to uczynić, oraz wybacza je temu, kto je jej wyrządził.

W sensie p r a w n y m jest to postawa legalnej władzy, która z pobłażaniem patrzy na naruszanie pewnych zwyczajów społecznych, niewielkie wykroczenia nie wyrządzające większych szkód społecznych lub niewielkie naruszenie porządku publicznego i nie dochodzi środkami prawnymi czy administracyjnymi do naprawienia ich.

W aspekcie w o l n o ś c i   tolerancja oznacza zasadę współżycia społecznego, która pozostawia każdemu człowiekowi wolność wyrażania swych opinii, nawet gdy się ich powszechnie nie podziela. Tolerancja nie polega na wyrzeczeniu się własnych przekonań, ich manifestowania, obrony czy rozpowszechniania, ale na powstrzymaniu się od wszystkich środków przemocy, obrażania czyichś przekonań i niesprawiedliwego traktowania innych.

Wreszcie w aspekcie k o m p l e m e n t a r n o ś c i   tolerancję można rozumieć jako poszanowanie poglądów i przekonań drugiego człowieka, które nie są całkowicie słuszne, ale dostrzega się w nich jakiś element mogący stanowić przyczynek do poznania pełnej prawdy.

Niemniej w pojęciu tolerancji przebija ciągle aspekt negatywny tego zagadnienia; toleruję (ja, władza, określona społeczność) coś (poglądy, postawy pewnych ludzi, zjawiska społeczne, zwykle o negatywnej wymowie), co właśnie oznacza, że toleruję to czasowo, gdyż nie mam jeszcze właściwych i mocnych kontrargumentów, środków i sposobów na pokonanie tego wszystkiego, co muszę aktualnie cierpliwie znosić, ale tylko do czasu. Gdy zdobędę właściwe środki do przezwyciężenia tych zjawisk, to oczywiście będzie koniec z tolerancją. Właściwie jest to tzw.   t o l e r a n c j a   t a k t y c z n a   lub   d y p l o m a t y c z n a, która niekiedy przybiera formy niezwykłej grzeczności i uprzejmości wobec inaczej myślących, czasem litości lub pozornej obojętności, nie mówiąc już o tym, że pod tym wszystkim może się kryć głęboka pogarda (tak niekiedy było z tolerowaniem działalności Kościoła w PRL). Pozorna tolerancja czyichś poglądów wyraża się w przymykaniu oczu na nie lub ich lekceważeniu jako pozbawionych jakichkolwiek wartości. Tolerancja dotąd tak rozumiana, głosiła absolutne minimum współżycia społecznego. Nie mogła być ideałem, nie wskazywała drogi, by iść dalej. Była pasywna. Zostawała niejako na pierwszym szczeblu drabiny, podczas gdy dalsze okazywały się być niepotrzebne. Ma ona również aspekt pozytywny. Tolerancja rozumiana jako poszanowanie praw człowieka, jego wolności i godności, w kwestii religijnej stojącej na prawie do wolności wyboru religii według własnych przekonań i osądu sumienia musi uwzględniać różnorodność przekonań, bogactwo form życia społecznego i religijnego. Dzięki temu istnieje możliwość wzajemnego ubogacania i wzajemnego doskonalenia się. Tolerancja nie może być tylko cierpliwym wzajemnym znoszeniem się ze względu na różnice poglądów, ale winna stać w służbie ubogacania się rzeczywistymi wartościami reprezentowanymi przez drugą stronę (nie oznacza to, że w imię tolerancji można podzielać wszystkie poglądy i postawy).

  1. Podstawy tolerancji i jej granice

Tolerancja nie jest czymś samoistnym, lecz łączy się przede wszystkim z życiem osobistym człowieka i jego godnością, jako osoby stworzonej na obraz i podobieństwo Boże, jako istotą rozumną i wolną oraz wynikającymi stąd podstawowymi prawami człowieka, wśród których jest prawo do wolności słowa, sumienia i religii. Związana jest z prawdą i jej poznaniem oraz miłością bliźniego.

  1. Tolerancja, a nawet jej konieczność, wynika z b y t u  o s o b o w e g o,   z samej koncepcji osoby. Każda osoba, chociaż przynależy do tego samego gatunku, ma tę samą ludzką naturę, to jednak jest istotą indywidualną, posiada własny świat wewnętrzny, własne widzenie i rozumienie rzeczywistości, Boga, świata i siebie samej, inny stopień uzdolnień, predyspozycji, uwrażliwienia na wartości, jakiś własny sposób rozumienia spełniania swoich predyspozycji, najgłębszych pragnień, realizacji siebie samej. Oczywiście te i inne cechy decydują o tym, że każda osoba jest inna. Posiada wartości, których nie mam ja. O te wartości posiadane przez inne osoby mogę się ubogacać. Nie ma zatem ludzi takich samych. Stąd nie da się wychowywać dzieci, młodzieży i starszych, formować ich osobowości na sposób absolutnie jednakowy, według ściśle ustalonej matrycy, widzących tak samo wszystko, ujmujących wszystko w ten sam sposób. Tego typu dążności cechują różne totalitaryzmy, które są sprzeczne z naturą osoby, jej przeciwne, tępiące indywidualne cechy osoby, różne formy jej realizacji, są nieludzkie, a więc muszą być nietolerowalne. Konsekwentnie wszystkie doktryny czy poglądy publicznie głoszone, które nie służą dobru człowieka, oczywiście i dobru wszystkich ludzi, które nie umożliwiają im realizacji ideałów ludzkich, które je niszczą, a zalecają lub pochwalają – choćby w sposób ukryty i podstępny – degeneracją człowieka, deprawują, wynaturzają – są nie do przyjęcia w zdrowym społeczeństwie, a więc nie można ich tolerować. Tolerancja wyrasta z bytu osobowego, jego indywidualności i jest otwarta na innych. Tolerancja zatem nie może być – w ścisłym tego słowa znaczeniu – aktem czy gestem władzy religijnej czy świeckiej, bowiem wyrasta z osoby, którą władze mają chronić, by w aspekcie zaistnienia osoby, jej istnienia i rozwoju nic ani nikt jej nie zagrażał.
  2. Tolerancja zasadza się także w g o d n o ś c i   o s o b y   l u d z k i e j, która w hierarchii tego świata jest najwyższą wartością. W świetle nauki chrześcijańskiej wynika ona z faktu stworzenia jej przez Boga. Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże i to podobieństwo wyraża się przede wszystkim, że człowiek jest osobą. Został powołany przez Boga do urzeczywistnienia siebie, rozwoju własnej osobowości, bycia w pełnym wymiarze dzieckiem Bożym. W realizacji tego powołania nikt nie może przeszkadzać. Nie może tego uniemożliwiać, gdyż byłby to akt nietolerancji, gwałtu zadawanego osobie, a tego nie można tolerować. Także wszelkiego rodzaju doktryny podważające godność człowieka lub się jej sprzeciwiające, głoszące np. ważniejsza jest ekonomia, pieniądze nad człowieka są nie do przyjęcia.
  3. Obraz Boży zawarty w człowieku wyraża się także w fakcie jego r o z u m n o ś c i  i   w o l n o ś c i.   Człowiek jest istotą rozumną, zdolną do poznawania siebie samego i otaczającej go rzeczywistości, do poznawania prawdy, prawdy ostatecznej, oraz wolną, to znaczy, iż nie można go zmuszać siłą do wiary lub jakiegoś poglądu. Nawet Bóg, stwarzając człowieka, nie uczynił go swoim niewolnikiem, ale partnerem dialogu z sobą, jeśli człowiek zdecyduje się na realizowanie siebie samego w łączności z Nim. Zostawił mu więc wolność wyboru także siebie samego. Człowiek może się realizować jedynie w wolności, ale w wolności ku prawdzie, ku dobru, ku miłości, a nie ku złu, upodlaniu siebie samego czy innych, gdyż tego typu „wolność” wiedzie ku zniewoleniu siebie czy innych, uzależnieniu się od narkotyków, alkoholu itp. Wolność człowieka nie jest więc absolutna, bo popełnia on błędy w zakresie wyboru wartości. Wolność jednostki jest też ograniczona wolnością drugiego człowieka, którym nie można dysponować według własnego „widzimisię”, którego wolności nie może ograniczać, ale akceptując ją, nią się dopełniać, w niej się odradzać.
  4. Opierając się na godności człowieka, dla chrześcijan wynikającej wprost z aktu stworzenia i odkupienia, dla innych – mówiąc ogólnie – z ludzkiej natury, powstały międzynarodowe dokumenty mówiące o podstawowych prawach człowieka, jak choćby Karta Praw Człowieka i Obywatela ONZ z 1948 r. czy Akt Końcowy KBWE (Helsinki 1976), wśród których prawo osoby ludzkiej do w o l n o ś c i  s ł o w a,   w y z n a n i a   i   r e l i g i i   należy – obok prawa do życia – do najważniejszych. Tego prawa, jeśli jest ono właściwie rozumiane i nie nadużywane przeciw dobru człowieka, społeczności, narodu i ludzkości, żadna władza nie może kogokolwiek pozbawić. Stąd też tolerancja z natury swojej swoim zasięgiem obejmuje wolność słowa, poglądów, wyznań, religii, doktryn społecznych, politycznych i religijnych, o ile służą one rzeczywistemu dobru człowieka i społeczności. Stosowane doktryny muszą być uzasadnione, by były godne tej nazwy i nie jawiły się jako arbitralne i całkowicie dowolne poglądy. Zresztą, o ile są one nieszkodliwe dla człowieka, nie zwodzą go i nie godzą w dobro wspólne – można je tolerować. Nie można respektować doktryn i poglądów jawnie czy ukrycie zachwalających niewolnictwo, różnych form zniewolenia, handlu „żywym towarem”, czy też instytucji formalnych czy nieformalnych uprawiających tego typu procedery, narzucające bezwzględnie określone – najczęściej przestępcze – rygory działania, np. w gangach, sektach religijnych, grupach anarchistycznych czy skrajnie nacjonalistycznych organizacjach typu nazistowskiego. Naruszają one w sposób istotny wolność człowieka oraz zniewalają swą fanatyczną, ciasną, a zarazem bezwzględną, nietolerancyjną ideologią, połączoną z takim stylem działania, co godzi w dobro wspólne i innych osób, nie respektując przy tym ich wolności.
  5. Tolerancja jest również ściśle związana z p r a w d ą.  Prawdą, a właściwie jej poznaniem. Oczywiście nie oznacza to, jakoby istniała wielość prawd. Prawda jest rzeczywistością niemal nieskończenie bogatą, posiada bardzo wiele aspektów, których nie da się objąć ani jednym rzutem myśli, ani nawet wszechstronnie opisać. Tym bardziej, że nasze poznanie jest ciągle fragmentaryczne, cząstkowe, aspektowe nawet w dziedzinie poznania naukowego, gdzie często mamy zresztą do czynienia z hipotezami więcej czy mniej uzasadnionymi w poznaniu świata materialnego, nie mówiąc już o poznaniu całej rzeczywistości czy nawet osoby ludzkiej, która nie podlega badaniom naukowym w ścisłym tego słowa znaczeniu i zawsze pozostaje tajemnicą. Na marginesie można stwierdzić, że tolerancja nie odnosi się do teorii i hipotez naukowych, bowiem – o ile stosuje się prawidła rzetelnych badań naukowych – obowiązują tu inne kryteria. Gdyby jednak badania naukowe stały w służbie określonej ideologii, np. czystości rasy jakiegoś narodu, i w jej imię eksterminacji innych, ateistycznego materializmu, komunizmu, zawężając tym samym horyzont całej rzeczywistości, fałszywie – ale rzekomo w imię nauki, to oczywiście przekraczałyby kompetencje naukowe i nie można by ich tolerować. W krajach komunistycznych na przykład nauki przyrodnicze i religioznawcze miały uzasadniać materialistyczną i ateistyczną ideologię, co godziło w znacznym stopniu w autorytet samej nauki.

Nie do tolerowania są, z punktu widzenia godności człowieka i Bo­żego objawienia, eksperymenty biomedyczne pozbawiające go podstawowych przymiotów osobowych stanowiących o nim samym, czyli rozumności i wolnej woli, środkami psychotropowymi. Takie eksperymenty naukowe i późniejsze stosowanie ich w systemach totalitarnych dla pozbawienia człowieka, najczęściej przeciwnika politycznego, właściwego rozeznania i wolnej woli były, są i będą działaniami antyludzkimi, a więc takimi, których w imię człowieka nie da się tolerować. Dla normalnego człowieka obrzydliwe muszą się wydać eksperymenty – przecież uczonych – wykorzystujące płody ludzkie, czyli ludzkie istnienie na rzecz zmurszałych starców posiadających pieniądze. Przykłady tego typu można by mnożyć. Wracając do wątku zasadniczego, czyli poznawania prawdy, to wszyscy są dziś świadomi, że w sensie absolutnym, w pełni, poznać jej nie możemy. Na tej podstawie można powiedzieć, że każdy człowiek – zakładając jego uczciwość i jakiś stopień obiektywizmu poznaje jakąś cząstkę prawdy. Nie można więc mu tego odmówić. Jednak ona nie może się stać sądem ogólnym o całej rzeczywistości. Owe aspektowe poznawanie rzeczywistości i prawdy o niej stanowi jakiś wkład do ujęcia i zrozumienia jej całości. W tym sensie należy się zawsze cieszyć, jeśli ktoś dochodzi do poznania czegoś, czego dotąd nie znaliśmy, co nas ubogaca, co pozwala w uchwyceniu dalszego aspektu prawdy. Powstające w tym sensie nowe poglądy, są wartościowe i stanowią cenny wkład w dzieło poznawania pełnej prawdy. Jednakże nie wolno nigdy – brać pars pro toto, czyli części, fragmentu za całość. Doktryna o całości rzeczywistości musi być w miarę spójna i uzasadniona, by była godna człowieka jako istoty rozumnej i wolnej, a to wcale łatwe nie jest. Nie może być ona zlepkiem różnych poglądów i dowolnych sądów, ale systemem myślowym wyjaśniającym jakiś zakres rzeczywistości mający znaczenie dla egzystencji ludzkiej, odnoszący się do doświadczenia osobowego, społecznego, i to w perspektywie historycznej. W tym sensie trzeba poznawać doktryny, które się sprawdziły i nie sprawdziły w dziejach. Nie może to być doktryna zbudowana z różnych systemów, niekiedy sprzecznych ze sobą, gdyż nie będzie doktryną prawdziwą, będzie miała tylko pozory słuszności, np. obecnie pojawiają się wśród różnych sekt quasi-religijnych tendencje, by zbudować jedną religię, biorąc z różnych religii, filozofii i kultur najlepsze elementy; w ten sposób miałaby powstać religia najlepsza i jedynie prawdziwa, w której nie byłoby waśni i sporów, np. tak utrzymuje New Age, sekta Moona i inne. Tendencji takich nie można tolerować z różnych względów. Nie człowiek jest twórcą religii; religia służy celom zbawczym, które się realizuje w historycznym życiu osób, których nie można poddawać eksperymentom tego typu i narażać na niezbawienie; często kryją się za nimi zręczni oszuści, robiący na tym kokosy, szerzący niemoralność, łączący pozory prawdy i dobra z fałszem i złem. Nie do przyjęcia jest też pogląd, głoszący, że prawdy nie da się poznać, że jest ona względna, wszystko się zmienia, że nic w końcu nie jest ważne ani wartościowe; negują one istnienie obiektywnego porządku, prowadzą do nihilizmu, bezsensu, utraty wiary i nadziei, bez których człowiek żyć nie może. Należy też zdać sobie sprawę z tego, że doktryny nie wyjaśniają wszystkiego do końca. Jednak przy wyborze odpowiedniej doktryny rzeczą niezwykle ważną jest badanie stopnia uzasadnienia poszczególnych twierdzeń mających życiowe znaczenie dla człowieka w świetle kryteriów, o których już kilkakrotnie mówiono.

  1. Wreszcie tolerancja związana jest z m i ł o ś c i ą  b l i ź n i e g o,   która się zasadza na równości i braterskości wszystkich ludzi jako dzieci jednego Boga. Doktryny głoszące nierówność społeczną, jej klasowość, np. klasę panów i niewolników, są jawnie sprzeczne z ideą miłości bliźniego. Niekiedy w życiu codziennym, społecznym czy politycznym mówi się, że pewnych osób, np. przestępców, zbrodniarzy, wywrotowców, szerzących fałszywe poglądy i niemoralność, nie należy tolerować. Chrześcijaństwo wprowadza tu zasadnicze rozróżnienie między osobą, a jej postępowaniem i głoszonymi poglądami. Osobę, nawet źle postępującą, należy otaczać miłością życzliwości, by pomóc jej przezwyciężyć jej słabości, błędne rozeznanie; nie pochwala się jednak, wręcz potępia się zbrodnicze i występne czyny, sianie fałszywych i niemoralnych poglądów. Dlatego Kościół przebacza nawet największe grzechy, oczywiście przy spełnianiu przez grzesznika odpowiednich warunków. Społeczność cywilna może oczywiście karać różne wykroczenia, zwłaszcza recydywistów, dla dobra społecznego.

Wszystko, co do tej pory powiedzieliśmy jest całkowicie zgodne z objawieniem chrześcijańskim i z niego wprost wynika. Wynikają one z faktu stworzenia i odkupienia, na mocy, którego wszyscy jesteśmy umiłowanymi dziećmi Bożymi. Dodatkowo można przytoczyć liczne teksty z Pisma św., które mówią o konieczności tolerancji i wzajemnej współpracy ludzi dla osiągnięcia zbawienia, np. przypowieść o pszenicy i kąkolu (Mt 13); cel przyjścia Jezusa – nie karać, niszczyć czy potępiać, lecz zbawiać (por. Łk 9, 56); Ojciec niebieski pozwala słońcu świecić nad dobrymi i złymi (por. (Mt 5, 45); hymn św. Pawła na temat miłości, który może stanowić, obok wyżej wymienionych prawd, podstawę tolerancji chrześcijańskiej.

Jak to jest z roszczeniem Kościoła do posiadania prawdy absolutnej? Patrząc od strony Bożego objawienia przez Chrystusa obecnego w Kościele, można powiedzieć, że znajduje się w Nim pełnia prawdy zbawczej, czyli tego, co dotyczy ostatecznego powołania człowieka oraz środków do zrealizowania go. Od strony zaś poznania Objawienia przez ludzi wierzących mogą mieć miejsce sytuacje niepełnego odczytania i rozumienia Objawienia, aspektowego ujmowania go, niedostrzegania w nim wszystkich wartości, które niekiedy dostrzega się pod wpływem ducha czasu, a nawet błędnych poglądów, herezji. Posiadana w Kościele prawda nie jest jednak prawdą ludzi Kościoła, ale prawdą Bożą, której w pokorze mają oni służyć, nigdy zaś chełpić się i wynosić z tego powodu. Tej Bożej prawdy Kościół strzeże i przekazuje ją w historii dzięki charyzmatowi Ducha Prawdy.

Czy Kościół jest tolerancyjny? Oczywiście, że jest, gdyż taka jest doktryna Boża, Objawienie, którego zmienić nie może. Mogą się jednak zdarzyć akty nietolerancji tak wśród hierarchii, jak i świeckich chrześcijan. Nie znaczy to, że Kościół jako taki jest nietolerancyjny. Nie toleruje jedynie zła, świadomego fałszu, wyrafinowanej, nieuczciwej gry poglądami, tego wszystkiego, co szkodzi dobru człowieka, stanowi barierę do jego zbawienia; szanuje jednak decyzję człowieka, jeśli z poważnych względów obiera drogę odrzucenia zbawienia.

Czy Kościół krępuje wolność myśli, postępu, dąży do uniformizmu poglądów, zwalcza pluralizm? Wydaje się, że jest przeciwnie. Zabiega o wyzwalanie się człowieka od zła, fałszu, półprawd, chce pomagać w znajdowaniu prawdy i dobra, sam też uczy się korzystania z osiągnięć myśli ludzkiej, innych religii, uwrażliwia na problemy współczesnego świata, do którego jest posłany i z którym chce prowadzić owocny dialog służący człowiekowi i ludzkości. Chrześcijaństwo nie jest ani fundamentalistyczne, ani nietolerancyjne.

Jednakże w Polsce postkomunistycznej obserwuje się ciekawe zjawisko. Piewcy tolerancji, krzewienia błędnych poglądów i postaw, zwłaszcza moralnych, są zdecydowanymi wrogami wypowiedzi Urzędu Nauczycielskiego w kwestiach społecznych, politycznych, a nawet moralnych. Zwalczają i nie tolerują wartości chrześcijańskich w życiu publicznym oraz obecności w nim Kościoła. Zwolennicy tolerancji też mogą być nietolerancyjni. Mówił o tym bardzo wyraźnie Jan Paweł II podczas swojego przemówienia w Skoczowie w maju 1995 r.