JESZCZE O AUTORYTECIE

27 kwietnia

Chrześcijańska spojrzenie na autorytet ma dwa zasadnicze aspekty: aspekt władzy oraz aspekt braterstwa, równości, miłości i służby.

Taką perspektywę znajdujemy w Chrystusie. W czasie Ostatniej Wieczerzy, przekazując uczniom rozumienie władzy w Kościele, który właśnie powołał do istnienia, wstał od stołu, przepasał się i umył nogi swoim uczniom. Ten obraz Boga-Syna klęczącego przed człowiekiem pozostał na wieki w pamięci Kościoła, jako najbardziej wzruszający, a zarazem obowiązujący wzór tego, czym ma być przełożeństwo w Kościele. Wyjaśniając uczniom sens swojej pokornej posługi, Chrystus zaznacza jednak wyraźnie swój autorytet: „Wy mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem” (J 13,13). Po Zmartwychwstaniu, rozsyłając uczniów z dobrą nowiną o zbawieniu, mówi: „Dana mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi” (Mt 28,18).

Podobnie myślenie znajdziemy u świętego Pawła. „Jako Apostołowie mogliśmy być dla was ciężarem, my jednak stanęliśmy pośród was pełni skromności, jak matka troskliwie opiekujące się swoimi dziećmi. Będąc tak pełni życzliwości dla was, chcieliśmy wam dać nie tylko naukę Bożą, lecz nadto duszę nasze, tak bardzo stali się nam drodzy. Pamiętacie przecież, bracia, naszą pracę i trud. Pracowaliśmy dniem i nocą, aby nikomu z was nie być ciężarem. Tak to wśród was głosiliśmy Ewangelię Bożą (1 Tes 2,7-9). Ale ten braterski i pokorny Apostoł, cały oddany posłudze, umie się upomnieć o swoją godność, kiedy przemądrzali Koryntianie zaczęli kwestionować Apostolski autorytet i reagował z mocą: „Ja was proszę, abym nie musiał odwołać się do tej surowości, na jaką zamierzam się zdobyć względem tych [co błądzą]. (…) Udaremniamy ukryte knowania i wszelką wyniosłość przeciwną poznaniu Boga i wszelki umysł poddajmy w posłuszeństwo Chrystusowi, z gotowością karania każdego nieposłuszeństwa, kiedy już wasze posłuszeństwo stanie się doskonale” (2 Kor 10, 2-6) oraz w dalszej części tego listu: „Zapowiedziałem to już i teraz zapowiadam (…), że gdy znów przyjdę nie będę oszczędzał [nikogo]. Usiłujecie bowiem doświadczać Chrystusa, który przeze mnie przemawia, a nie jest słaby wobec was (…). Chociaż bowiem został ukrzyżowany na skutek słabości, to jednak żyje dzięki mocy Bożej. I my także (…)żyć będziemy w Nim przez moc Bożą względem was” (2Kor 13,2-4).

W naszych czasach jednostronnie podkreśla się ideę braterstwa, równości, wolności itd. To stawia sprawę przełożeństwa, władzy i autorytetu w trudnej sytuacji. Niekiedy odnosi się wrażenie, że samo już użycie władzy, zwłaszcza, jeżeli jest ono połączone z pewną surowością, chociażby uzasadnioną, a nawet tylko z pewną stanowczością, jest przez wielu rozumiana jako nadużycie władzy i przyjęte z oburzeniem, jakoby chodziło o naruszenie praw wolnej osobowości dziecka Bożego.

Współczesne odkrycie społeczności, braterstwa i godności osoby to z pewnością wielkie osiągnięcie. Ale odkrycie to – po wiekach indywidualizmu, powoduje takie olśnienie, że prowadzi do pewnego zaniku ojcostwa w Kościele. Właśnie ojcostwo jest fundamentem, idącym od Boga, uobecniającym Go i odsłaniającym właściwe znaczenie urzędu i autorytetu. Bez tego społeczeństwo staje się ateistyczne. Pozostaje w nim przełożony, kolega, towarzysz, ale nie brat i tym bardziej nie ojciec. Tylko chrześcijaństwo daje śmiałość potrzebną do przyjęcia takiego tytułu. Terror sloganów takich jak „paternalizm” na pewno okaleczył chrześcijańskie rozumienie ojcostwa.

Święty Paweł tak pisze: „Nie piszę tego, żeby zawstydzić, lecz aby was napomnieć – moje najdroższe dzieci. Choćbyście mieli bowiem dziesiątki tysięcy wychowawców Chrystusie, nie macie wielu ojców; ja to właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie” (1 Kor 4,14-15). Albo na innym miejscu: „Dzieci moje, oto ponownie w bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje” (Ga 4,19).

Dziś podkreśla się samodzielność, odpowiedzialność, dorosłość chrześcijan. Wszystko jest dobre, dlatego zasadniczy kierunek obecnych przemian cieszy. Kościół woli ryzyko nadużycia wolności, niż ryzyko nadużycia władzy i autorytetu. Kościół nie chce utrzymywać swoich dzieci w stanie niedorozwoju i dziecinady, ale Kościół jednocześnie przypomina, że Ewangelia mimo wszystko nie mówi o dorosłości, uczy nas natomiast, że jeśli nie staniemy się jak dzieci, nie wejdziemy do Królestwa. Jeśli więc mówi się dziś wiele o dorosłości, musi to być dorosłość, która się temu dziecięctwu nie sprzeciwia.

Poważnym niebezpieczeństwem dla autorytetu w Kościele jest „sloganizacja” ducha odnowy. Różne, wygodne dla wyrażenia pewnych tendencji słowa, stają się sloganami. Są one szkodliwe, najpierw przez to, że żywą, twórczą myśl, zmykają i ujarzmiają, powodując przedwczesne zesztywnienie i skostnienie, co jest przeciwieństwem autentycznego postępu, który wymaga myśli giętkiej i żywej. Następnie wprowadzają atmosferę terroru intelektualnego i niewoli, bowiem słabe umysły, które za wszelką cenę chcą zasłużyć na miano postępowych, a których nie stać na krytyczną postawę wobec własnej współczesności, poddają się niewoli tych sloganów. A przecież nie każda postępowość jest oznaką żywotności, bo z prądem i zdechłe ryby płyną. Gdy jest moda na wolność i na samodzielność, głosić ją będą niezawodnie ludzie najbardziej spolegliwi i bojaźliwi. Tak to już jest na tym świecie. Nadmierny kult postępowości i używanie związanych z nią sloganów, łączy się z nietolerancją względem myśli naprawdę wolnej i niezależnej. Slogany wprowadzają niebezpieczeństwo chaosu myśli, bo zawierają jakieś ziarno prawdy, ale niczego nie precyzują, nie określają, nie ustawiają i dlatego ich ślepota niszczy po drodze wiele autentycznie chrześcijańskich wartości. Szczególnie dużo takich sloganów dotyczy autorytetu i posłuszeństwa (feudalizm, tryumfalizm, paternalizm, kolegializm). Trzeba mocno czuwać nad umysłem, aby w dążeniu do postępowości nie stać się niewolnikiem sloganów, a przez to kaleką w myśleniu.