SEZON 1. ODCINEK 7.

22 kwietnia

JAK ZROZUMIEĆ SŁOWO BOŻE?

Ludzie pozbawieni historii moje poważne braki, ponieważ nie wiedzą, kim są. Podobnie społecznościom, które nie cenią swojej historii grozi niebezpieczeństwo, że staną się niezdrową mieszaniną członków, którzy z utęsknieniem czekają na swój ideał społeczny lub wzdychają za ideami, które są nie z tego świata. To nie pozwala im zauważyć, że odwracają się od teraźniejszości i stają się nieszczęśliwi.

Ta zasada odnosi się także do tej „starej” instytucji, jaką jest Kościół. Również w Nim roi się od różnego rodzaju wsteczników („konserwatystów”, którzy walczą o to, aby niczego w Kościele nie zmieniać) oraz radykalnych progresistów (ci widzą w tradycji hamulec rozwoju i ostoję niedojrzałości, którą należy wykorzenić), dla których rzeczywista historia Kościoła nigdy nie jest w pełni zadowalająca.

W Biblii zawarta jest historia, którą nazywamy historią zbawienia. Wspaniała i wzruszająca, ukazująca w jaki sposób Bóg pragnie pomóc człowiekowi osiągnąć szczęście. Aby dobrze odczytać tę historię należy uwzględnić dwie prawdy. 1. Przede wszystkim wydarzenia minione należy oceniać w kontekście ich epoki. Pierwsze pytanie więc brzmi: Co autor biblijny pisząc pod natchnieniem Ducha Bożego chciał przekazać ówczesnym słuchaczom? Tu pojawią się historyczne okoliczności i kontekst napisania całej Księgi lub pojedynczego proroctwa. Zrozumiemy lepiej epokę i czas, poznamy specjalne słowa, których używało się w tamtym czasie i wtedy staje się jaśniejsze, co Bóg mówił do swojego Ludu. W takim kontekście okaże się, że niektóre zdania odnosiły się tylko do ówczesnej sytuacji. A stąd już prosta droga do przyjęcia, że w historycznym tekście Starego Testamentu jest także zawarta nauka ponadczasowa. Są symbole i znaki, które zapowiadają przyszłość i które wypełnią się w czasie. I to jest właśnie Boży plan zabawienia. 2. Druga prawda dotyczy sytuacji odwrotnej. Skoro ze Starego Testamentu, z księgi lub tekstu prorockiego dowiedzieliśmy się o woli Bożej, teraz należy to skonfrontować z obecną sytuacja, osobistą i całego Kościoła. Czy nie odeszliśmy od tego pierwotnego przesłania? Czy realizujemy właściwe pojętą wolę Bożą? Co zrobić, aby powrócić na właściwe tory?

Aby to, co wyżej zostało napisane, lepiej zrozumieć, odwołamy się do liturgii w synagodze, bo ona była fundamentem w kształtowaniu się i rozumieniu, tego, co we Mszy św. nazywamy Liturgią Słowa oraz rozumieniem tego Słowa. Służba Boża w synagodze streszczała i skupiała w sobie w pewien sposób, całą naukę, którą Bóg przekazywał swojemu Ludowi.

Pierwsi chrześcijanie chodzili do synagogi i uczestniczyli w nabożeństwach – to potwierdza księga Dziejów Apostolskich. Tam najważniejsze było czytanie Pisma. Nie było to jedno czytanie, ale seria wybranych fragmentów, które się wzajemnie uzupełniały i dopełniały (coś podobnego przeżywamy w czasie Wigilii Paschalnej). Zaczynało się księgi Tory czyli Pięcioksięgu Mojżesza. Tam zawarte jest pierwsze i podstawowe objawienie dane przez Boga swojemu ludowi. Pierwsze i podstawowe wydarzenie, przez które Bóg wkroczył w życie tego ludu. Następnie kontynuowano czytanie urywkami z pism Proroków, które stawały się komentarzem do Wyjścia z Egiptu. W ten sposób utrwalało się przekonanie, że Bóg towarzyszący w historii narodowi, działa i teraz. Święte opowiadania więc ożywały, były aktualizowane, przez wyjaśnienia rabinów i okazywało się, że Bóg brał w posiadanie historię tych, którzy słuchali Słowa. Stawało się Ono dla nich wolą Bożą.

Chrześcijanie przejęli ten schemat, ale nauczanie rabinów zastąpiło słowa Apostołów, którzy byli świadkami Chrystusa. Apostołowie przekonywali, że Kościół i Jego działanie pod wpływem Ducha Świętego jest kontynuacją historii zbawienia ze Starego Testamentu.

Później pojawiły się już spisane Ewangelie, gdzie utrwalono słowa i czyny Jezusa Chrystusa w takim kluczu, aby stanowiły ciągłość z zapowiedziami Proroków.

Wszystko to nam pokazuje, że objawienie Boga człowiekowi w Słowie jest organiczne, a równocześnie stopniowe.

Przede wszystkim objawienie to nie jest nigdy zwykłym zbiorem abstrakcyjnych prawd, które należałoby tylko powiązać logicznie. Jest to raczej – wśród wielu następujących po sobie życiowych doświadczeń – oświecenie, jakie daje nam Ten, który nas przez nie prowadził. Ojcowie Kościoła mówili tu o Bożej pedagogii. Jak dobry nauczyciel, Bóg, nie zadowala się tym, że raz na zawsze powie to, co ma do powiedzenia, albo że od razu każe zrobić to, co jest do zrobienia. Nie powtarza On również mechanicznie tych samych rzeczy, jak dyktafon lub film. Zamiast tego, poprzez doświadczenie analogiczne, podobne, ale coraz to głębsze, coraz to bardziej obejmujące, nie tylko nasz umysł, ale całą naszą istotę, pozwala nam wnikać stopniowo w treść prawdy Bożej, którą chciał nam przekazać od początku, aż będziemy zdolni uchwycić ją w całej pełni i rzeczywiście sobie przyswoić.

Dlatego codziennie należy czytać Boże Słowo. Aby stopniowo zstępowało do głębi naszego serca. Aby to Słowo konfrontowało się z naszym codziennym doświadczeniem, które ukazują nam nasze słabości, egoizm i niedostatek. Aby odkryć Boga, który jest Odkupicielem i czyni nas dziedzicami nieba. Aby przekonać się, że nie ma radykalnego wyzwolenia z grzechu i nie ma prawdziwego uświęcenia, które nie byłoby owocem wewnętrznej walki, cierpienia, duchowego rozdarcia, które budują zaufanie do tego Jedynego Boga będącego dawcą prawdziwego życia.

To dokonuje się tylko w sercach ludzi, którzy cierpliwie i wiernie, codziennie, osobiście i we wspólnocie, pochylają się na Pismem Świętym, ślamazarnie i nieudolnie, jak dzieci, uczą się i uczą…