SEZON 1.          ODCINEK 2.

17 kwietnia 2020 r.

Różne powołania chrześcijańskie

Większość ludzi jest niewątpliwie powołana do pewnego tymczasowego zakorzenienie się w obecnym świecie przez przyjęcie jakiegoś zadania w państwie ziemskim, założenie rodziny. Pozornie na przeciwległym krańcu znajduje się powołanie mnicha, który zerwał więzy ze światem przez ubóstwo; zerwał w pewnym sensie z własnym ciałem przez celibat; wyrzekł się samego siebie i własnej woli przez posłuszeństwo. Tymczasem wcześniej czy później każdy człowiek musi opuścić swoje dobra, bliskich i swobodne rozporządzanie sobą. Uświadamiają nam to nasze cierpienia i niepowodzenia, których nie da się uniknąć w żadnym życiu, a ostatecznie wcześniej czy później wymaga tego od nas śmierć. I na odwrót – zakonnik wyrzeka się siebie właśnie po to, żeby już teraz być sobą, w najlepszym tego słowa znaczeniu i antycypując w pewnym sensie zmartwychwstanie (trudno przełożyć słowo „antycypując”. Tu: oznacza, że mnich już zaczyna kosztować, na ile to jest możliwe w ziemskim życiu, bliskości Boga, która objawi się w pełni na końcu świata). Używając wyrażeń biblijnych, wyrzeczenie się ziemskich godów weselnych przez mnicha – czyli tego, co tu na ziemi daje Bóg człowiekowi, aby mógł cieszyć się tym życiem – pozwala mu już teraz mieć przedsmak tego, co Bóg przygotował na „uczcie Baranka” w niebie. Jego dobrowolne ubóstwo sprawia, że jeszcze na ziemi, może jak nikt inny, stać się „dziedzicem Boga i współdziedzicami Chrystusa.

Powołanie duchowne, a zwłaszcza kapłańskie stwarza sytuację jakby pośrednią między tym, co możemy nazwać ogólnie powołaniem świeckim a tym raczej wyjątkowym powołaniem jakim jest powołanie mnicha. Podobnie jak człowiek świecki – ksiądz, duchowny czy każdy mający do spełnienia jakieś zadanie w Kościele, pozostaje w świecie. Jeżeli nawet nie jest powołany do małżeństwa, to jest powołany do pewnej formy ojcostwa równie angażującej jak ojcostwo nadnaturalne; jest powołany do ojcostwa duchowego. Ojcostwo to wymaga jednak oderwania od siebie i wewnętrznego oczyszczenia osobistego. Czasem te wymagania bywają nawet bardziej surowe niż życia mnicha. Ksiądz przyjmuje te wyrzeczenia nie dla własnego duchowego dobra, ale dla apostolstwa, czyli dla troski o zbawienie innych ludzi.

Powołanie świeckie jako powołanie człowieka ochrzczonego

W myśli Kościoła człowiek świecki, laik, nie znaczy „należący do świata”! Przeciwnie, świeckim jest wierny, któremu wiara stawia podstawowe wymagania wspólne wszystkim chrześcijanom, wynikające z przyjęcia chrztu! Dopiero na drugim etapie każdego życia chrześcijańskiego precyzuje się ostatecznie, na jakich drogach szczególnych te wymagania wiary będą realizowane.

Chrześcijanin więc wybiera, albo monastyczne, kontemplacyjne, zamknięte życie mnicha – chrześcijanina, albo czynne, apostolskie życie księdza – chrześcijanina, albo małżeńskie, albo dziewicze (panieńskie lub kawalerskie), zanurzone w realiach tego świata życie świeckiego – chrześcijanina. Wszystkie powołania mają wspólny fundament – zobowiązania wynikające z chrztu. Wszystkie powołania są wartościowe, choć mają różne wymiary.

Na marginesie warto zaznaczyć, że osoba świecka – chrześcijanin, jest inny w realizacji swojego powołania (w małżeństwie czy dziewictwie – panna lub kawaler) niż „świecki – ateista” Człowiek nieochrzczony, nie ma wymiaru odnoszącego do zobowiązań wobec Chrystusa. Tu mamy więc wyzwanie, aby nie wtapiać się w tłum, ale odważnie ukazywać i mówić o swoim związku z Chrystusem.

Podstawowe powołanie świeckie, aby być ludem Bożym jest więc powołaniem wspólnym dla wszystkich ochrzczonych. Powołanie to jak każde powołanie chrześcijańskie ma swój a s p e k t   p o z y t y w n y, którym jest p r z y l g n i e c i e   d o   C h r y s t u s a, a także nieunikniony a s p e k t   n e g a t y w n y (bez którego stałby się to zupełnie nierealne) to jest w y r z e c z e n i e   s i ę   s z a t a n a. Trzeba zaznaczyć, że w tym powołaniu i w każdym innym powołaniu, wyrzeczenie się szatana przychodzi najpierw, jako konieczny warunek poprzedzający przylgnięcie do Chrystusa. Nie można należeć do Chrystusa, jeżeli należy się jeszcze do szatan. Niewątpliwie sam Chrystus wyzwoli nas ostatecznie i całkowicie od szatana, ale nie uwolni nas nigdy od niego, jeśli najpierw my sami nie zgodzimy się porzucić szatana i zapłacić za to każdą potrzebną cenę. Podkreślając ostatnie zdanie, ważne jest, aby nie ulegać niezdrowej i niebezpiecznej myśli, niestety, utrwalanej także przez duchownych, niegodności przyjścia do Chrystusa. Eskalowania ponad miarę grzeszności osobistej i nieustanne życie w świadomości niebezpieczeństwa grzechu. Rodzi to chorobliwą strachu przed Chrystusem chęć (nie ma to żadnego związku z konieczną postawą bojaźni Bożej) biegania za sakramentem spowiedzi w błahych sprawach.

Dla lepszego wyjaśnienia tej sprawy musimy sobie przypomnieć, że tradycyjna forma mówi o wyrzeczeniu się „szatana, jego pychy i jego spraw”. Wyrzec się szatana – to wyrzec się samej zasady grzechu; to odciąć się od zgody wyrażonej kiedyś przez prarodziców na jego podszepty, czyli odciąć się od buntu pychy. Ta pycha popycha (sic!!!) nas, do przekonania, że zaspokojenie człowieka i jego bezpieczeństwo leży w materialnym zaspokojeniu. Wyrzec się spraw szatana – to wyrzec się każdego poszczególnego grzechu, każdego cząstkowego nieposłuszeństwa względem woli Bożej właściwie pojętej.

Ale to także, wyrzec się wszystkiego, co samo w sobie jest dobre, ale staje się pułapką czy przynęta dla niewiary i posłuszeństwa.  Wyrzec się szatana to zerwać z „ciałem” w sensie nieuporządkowanych popędów, które nas fascynują i czynią niewrażliwymi na wołanie Bożego Ducha. To zerwać ze „światem” w sensie wszystkiego, co jest w nim wyraźnym lub ukrytym sprzeciwem wobec Królestwa Bożego.