14 kwietnia 2020 r.

Czytanie duchowe w życiu modlitwy – praktyczne porady.

Jest wiele pożytecznych form, które rozwijają ducha modlitwy. Jedną z nich jest czytanie duchowe. Przez wiele lat zaniedbywane, sprawia, że wierzący cierpią na zastraszającą „awitamiznozę”. To prowadzi do odczucia, że nie potrafią się modlić i naturalne jest, że modlitwę porzucają. Trudno jest się dziwić, skoro duch pozbawiony jest myśli o Bogu i poznania Boga. Skoro modlitwa ma obejmować całego człowiek, a rozum jest władzą, która odróżnia człowieka od innych stworzeń, wiedza wydaje się bardzo ważna w życiu modlitwy. Wyschnięty, stwardniały, zamęczony pracą i codziennymi obowiązkami rozum nie chce się modlić. Człowiek wymyśla wtedy kolejne zajęcia, aby nie męczyć się z Bogiem, a ponieważ nie lubi przegrywać będzie usprawiedliwiał swoje lenistwo i ostatecznie porzuci modlitwę, bo … ona jest dla dewotek. Człowiek bez wiedzy nie ma skąd czerpać: umysł jałowy, uczucia zdrętwiałe, od dawna nie poruszane prawdą o Bogu. Owszem, jeszcze „poopowiada” na modlitwie o swoim życiu i osobistych problemach, będzie się skarżył, jak źle jest mu na co dzień, poprosi o to i owo, przedstawi problemy rodziny, ale czy długo tak wytrzyma w tym modlitewnym kręceniu się wokół własnych spraw? Chciałby, aby z serca płynęła modlitwa, a tymczasem jest duchowym głodomorem. Gdy chce się modlić otaczają go tysiące niepotrzebnych roztargnień i rozum nie ma na czym oprzeć się.

Bóg oczywiście może dać łaskę modlitwy nawet bez ludzkiego wysiłku, tak jak na pustyni w drodze do Ziemi Obiecanej wydobył wodę ze skały, ale doświadczenie potwierdza, że robi to niezmiernie rzadko, rzadko działa w sposób cudowny, szanując naszą wolność i wybory rozumu. W normalnym porządku rzeczy modlitwa wymaga przygotowania i wysiłku, a podlega uniwersalnej zasadzie – „kto skąpo sieje, ten skąpo zbiera” (2 Kor 9,6). Takim cennym przygotowaniem jest więc czytanie duchowe. Ma ono służyć za przygotowanie dalsze, które z czasem dopiero będzie przynosiło widoczne i odczuwalne owoce, zbliżając nas do rozumienia spraw nadprzyrodzonych. Oczywiście mądra i pobożna książka może także bezpośrednio pomóc w modlitwie, a nawet stać się jej częścią, jeśli będziemy pamiętać o tym, że w modlitwie nie tylko mówimy do Boga, ale i słuchamy, co Bóg mówi do nas. Czytanie duchowe na pewno staje się taką formą mówienia Boga do nas.

Czytanie duchowe traktowane jako wstęp do modlitwy (zatem jest to już modlitwa) możemy wykonywać dwojako: albo małymi odcinkami, zastanawiając się i rozważając spotkane myśli, starając się wysiłkiem rozumu tekst zapamiętać i zgłębić prawdy w nim zawarte, aby pobudzić się do modlitwy. Albo nie zastanawiając się nad poszczególnymi myślami, czytając większymi partiami i zatrzymując się od czasu do czasu w skupieniu, by czytanie przerwać krótką modlitwą czy westchnieniem do Boga. Nasz duch, dotknięty przez Ducha Świętego za pośrednictwem wyczytanych prawd, sam czuje potrzebę zatrzymania się, by wylać wzbierającą falę modlitwy. W czasie czytania nie tylko pod wpływem konkretnych myśli ukrytych za słowami książki pobożnej, ale i przez ducha książki wzbiera się w człowieku pewność, którą chce się wypowiedzieć na modlitwie. Aby czytanie duchowe wykorzystać do rozwoju modlitwy, stopniowo należy przedłużać momenty rozmowy z Bogiem wypływające z czytania.

Oczywiście skuteczność tego ćwiczenia duchowego zależy, jak wszystko w tej dziedzinie, od konsekwencji, cierpliwości i wierności. Tak czytanie duchowe, jak i modlitwa winny być praktykowane codziennie.

Trzeba też pamiętać, że książka książce nierówna i na początku należy korzystać z najlepszych pozycji. Dziś, niestety, mamy zalew książek nic nie wartych, pobożnych bzdur, które tylko zabierają czas i obciążają umysł, nie pozwalając rozwinąć się modlitwie.

Moje zatem propozycje są następujące. Codzienna modlitwa pięciominutowa powinna być poprzedzona wstępem (to już jest modlitwa): czytaniem Słowa Bożego – Ewangelii. Tak po kolei – zaczynam w tym miejscu, w którym skończyłem poprzednią lekturę. Nie rozważanie, ale zapamiętywanie strof biblijnych. Z czasem nasze biblijne myślenie na tyle rozwinie się, że pojawią się słowa, zdania, które będziemy chcieli Bogu wypowiedzieć. I to będzie naturalne przejście do modlitwy serca.

A co z czytaniem duchowym? To także winno stać się naszą codzienną praktyką. W innym momencie dnia, i należy go zaplanować, gdy nasz umysł nie jest zajęty szczególnymi sprawami, a jeszcze nie jest zupełnie zmęczony, bierzemy książkę pobożną i 20-30 minut czytamy. Wspomniałem o odpowiedniej lekturze. Proponuję najlepsze. Na początek: Benedykt XVI, „Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo”.

Zapraszam do nowej przygody duchowej w rozwoju modlitwy.