10 kwietnia 2020 r.

Uczniowie w Wielką Sobotę

Wielka Sobota jaką część paschalnego Triduum śmierci i zmartwychwstanie Jezusa, jest okresem nabrzmiałym cierpieniem, oczekiwaniem i nadzieją.

Pierwsi uczniowie przeżywają wielką ciszę, która sprawia, że w sercach tkwi jeszcze bolesny obraz męki Jezusa, a wraz z nim odczytywany koniec mesjańskich marzeń. Jest obok nich Maryja Panna, Matka Miłości, która choć we łzach, jednocześnie mocą swojej wiary wspiera kruchą wiarę uczniów (o Niej napiszę jutro). Przyglądając się postawom uczniów i Maryi pragniemy wzbudzić refleksję, aby móc spojrzeć z dystansem na to, co dziś przeżywamy. To w czasie Wielkiej Soboty, między cierpieniem Krzyża i radością Paschę, uczniowie doświadczają milczenia Boga, ciężar jego pozornej porażki, rozpaczy z powodu nieobecności nauczyciela, który – po ludzku sądząc – dostał się do niewoli śmierci. Maryja zaś w tym czasie czuwa w oczekiwaniu. Nie traci wiary w spełnienie obietnicy Bożej i w moc nadziei, która wskrzesza umarłych. U uczniów Jezusa rozpoznajemy zagubienie, tęsknoty i lęki, tak typowe dla naszego życia. U Matki Bożej zaś oczekiwanie, nadzieję oraz wiarę przeżywaną jako nieprzerwane podążanie w stronę tajemnicy. Maryja, Panna Wierna pomaga odkryć prymat inicjatywy Bożej i pełnego wiary wsłuchania się w Słowo Boga. U Oblubienicy mesjańskiego wesela dostrzegamy wartość komunii, która jednoczy nas jako Kościół za pośrednictwem Przymierza, przypieczętowanego krwią Jezusa. Z Nią pogłębiamy nadzieję na królestwo, które ma nadejść, ale jego nadejście jest pewne. Maryja, Matka Ukrzyżowanego skłania do rozważenia miłosierdzia, dla którego On za nas umarł; miłosierdzia, które wyróżnia Jego uczniów i z którego rodzi się Kościół. Uczniowi i Matka Pana pomagają nam odczytać nasz czas, czas wiary, nadziei i miłości, czas dojrzewania do odpowiedzi na tkwiące w nas pytania: Dokąd zmierza chrześcijaństwo? Dokąd zmierza Kościół, który kochamy?

Najpierw uczniowie.

(tu rozpoczyna się dalszy ciąg tekstu z facebooka)

Wydaje się, że ich całkowicie opanowało zwątpienie spowodowane ukrzyżowaniem nauczyciela. Dlaczego pogubili się? Oto ich Pan i Nauczyciel został zabity. Jego wołanie o nawrócenie nie zostało wysłuchane. Władze skazał Go na śmierć i uczniowie nie widzieli już żadnych perspektyw. To, co się wydarzyło, wydawało się bez sensu. Od paschalnej Wieczerzy w szalonym tempie następowały po sobie nieprzewidywalne wydarzenia, które ich całkowicie zaskoczyły. Ich serca pogrążony były w smutku, o czym mówili dwaj uczniowie idący do Emaus rankiem pierwszego dnia tygodnia (Łk 24,17). Zapowiedzi, które słyszeli (wielokrotnie Jezus mówił o czekającej Go Męce), a które miały dodać im sił oraz gesty, którymi Jezus dokąd ich wspierał (cuda Nauczyciela, Jego miłość pokazana w czasie Ostatniej Wieczerzy), ulotniły się gdzieś z ich pamięci. Odnosi się wrażenie, że Bóg zamilkł, nie odzywa się, nie podpowiada już, jak interpretować historię. To porażka ubogich, dowód, że sprawiedliwość nie popłaca. Do tego dochodzi wstyd spowodowany własną ucieczką i zaparciem się Pana. Czują się zdrajcami niezdolnymi stawić czoła wyzwaniom teraźniejszości. Nie widzą perspektyw na przyszłość. Nie wiedzą, jakie jest wyjście z tej katastrofy; z sytuacji, w której zostały utracone wszelkie złudzenia. I jeszcze nie otrzymali znaków, które wstrząsną nimi już wkrótce, w niedzielny poranek, gdy kobiety zastaną pusty grób (Łk 24,22-23).

Cóż zatem mówi nam Wielka Sobota, nam, którzy weszliśmy już wczasy Zmartwychwstania? Czy natchnienia nasze nie powinny kierować się przede wszystkim ku Paschalnej Niedzieli? Po co myśleć o zagubieniu uczniów po śmierci Jezusa, a nie o ich radości, kiedy spotykają Go żywego?

To prawda, że weszliśmy już w czas zmartwychwstania. Chwalebne ciało Pana przepełnia swoją mocą wszechświat i przyciąga do siebie każde stworzenie ludzkie, by udzielić mu swojej niezniszczalności. Czy zatem nie powinna w nas dominować postawa paschalnej radości?

Jednak światłość Zmartwychwstałego – postrzegana oczyma wiary – miesza się jeszcze z cieniem śmierci. Zostaliśmy już zbawieni w nadziei (Rz 8,24). Przez chrzest zostaliśmy już wskrzeszeni z martwych wraz z Jezusem. Lecz nasza zewnętrzna kondycja wciąż jest związana z cierpieniem, chorobami i upadkiem. Niewyczerpana, niszczycielska siła grzechu został pokonana, ale grzech nadal dotyczy niezliczonych aspektów ludzkiej rzeczywistości i wypełnia grozą nasze dzieje. Ubodzy są ciemiężeni, ludzie łagodnego serca stają się przedmiotem wzgardy, a tyrani i despoci tryumfują.

Znajdujemy się w podobnej jak dwaj uczniowie uciekający do Emaus w paschalny poranek. Jezus zmartwychwstał, kobiety zastały pusty grób, aniołowie powiedzieli, żeby nie szukać Go wśród umarłych, lecz ich serca wciąż są obarczone ciężarem. Są nierozumni, a ich serce nie są skore do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy. Jesteśmy podobni do apostołów Wieczerniku, którzy już słyszeli o zmartwychwstaniu, ale ze strachu wciąż pozostawali w ukryciu (J 20,19).

Innymi słowy, obecny czas to okres, w którym Dobra Nowina o zmartwychwstaniu Pana została przyjęta tylko przez niektórych, odrzucona przez pozostałych. Musi ona wciąż torować sobie drogę wśród niedowiarstwo i odrzucenia. Jezus ukrzyżowany, już zasiada na tronie w chwale Ojca i jest Panem czasu. Lecz oczywistość Jego zmartwychwstania pozostaje zamglona. Chwałę Jego triumfu można oglądać oczami wiary, przezwyciężając wstrząs Wielkiego Piątku i zwątpienia Wielkiej Soboty oraz przyjmując tajemniczy plan zbawienia przez krzyż. Jest to więc czas wiary i nadziei. Aby przyjąć dobrą nowinę trzeba otworzyć umysł i spojrzeć szerzej. Chodzi o to, aby w obliczu panującej wokół śmierci uwierzyć i nadziei „wbrew nadziei”. Istotnie bowiem „jako ostatni wróg pokonana zostanie śmierć”.

Jak przeżyć ten trudny czas Wielkiej Soboty, który w dzisiejszym wymiarze namacalnie jest naznaczony lękiem o zdrowie i życie swoje i najbliższych? Rozterkach uczniów jest symbolem naszego niepokoju i zagubienia wobec pozornych oznak niemocy Boga.

Co nas niepokoi? Na pewno boimy się pewnej pustki w pamięci, fragmentaryzacji teraźniejszości i braku wyobraźni, co do przyszłości. 1. Przede wszystkim osłabiła się nasza pamięć o przeszłości. Zapominamy i zaciera się świadomość wielkości chrześcijańskiej historii. Tradycja ta wyraźnie odcisnęła się w naszym sposobie pojmowania życia, godności człowieka i dążenie do wolności. Chrześcijaństwo pozostawiło w naszych dziejach niezatarte ślady. Jednak pamięć to osłabła na poziomie codziennego życia. Wielu ludzi nie potrafi już wyprowadzić jej do osobistego doświadczenia, tak by pozwalała jasno rozumieć teraźniejszość i żeby z nadzieją patrzeć w przyszłość. Coraz trudniej jest być chrześcijaninem w świecie, w którym chrześcijańska tożsamość nie przynosi ochrony i wsparcia, lecz stanowi wyzwanie. W wielu dziedzinach życia publicznego łatwiej z określić się jako człowiek niewierzący niż jako wierzący. Odnosi się wrażenie, że brak wiary jest zrozumiały sam przez się, natomiast wiara wymaga usprawiedliwienia, społecznego uprawomocnienia, które ukazuje się nie być ani oczywiste, ani pewne. 2. Kiedy pamięć o korzeniach przeszłości słabnie, doświadczenie teraźniejszości staje się fragmentaryczne i zaczyna przeważać poczucie samotności. Ta samotność ujawni się przede wszystkim na poziomie rodziny. Między małżonkami oraz rodzicami a dziećmi występują częste kryzysy. Każdy ma wrażenie, że sam musi dawać sobie radę. To samo dotyczy instytucji społecznych, a nawet politycznych. Króluje indywidualizm i niechęć do podporządkowania się wspólnemu celowi. Chcę być z innymi, ale na własnych warunkach – jeśli nie odchodzę. Konsekwencją tej sytuacji jest czynienie samego siebie punktem odniesienia wszystkiego. I to sprawia, że jednostki i grupy zamykają się w sobie. Już nie dziwi powszechny wzrost objętości moralnej gorączkowej troski o własne interesy i przywileje. 3. Taka wizja teraźniejszości rzutuje na obraz przyszłości, która jawi się nam jako zamglona i niepewna. W odniesieniu do przyszłości odczuwamy raczej obawy niż pragnienie. Świadczy o tym dramatyczny spadek liczby urodzeń, a także spadek liczby powołań do kapłaństwa i życia konsekrowanego. Oznaką lęku przed przyszłością jest prawdopodobnie rosnąca skłonność ludzi do nieustannej zabawy. Staraj się korzystać z każdej chwili. Zapomnij o niepewność i zagubieniu w ciągu dnia. Unikaj konfrontacji z trudami dnia dzisiejszego i jutrzejszego.

A paschalna wizja Wielkiej Soboty stawia wezwanie do mozolnego i cierpliwego czuwania. Do oparcia się na wiernej, codziennej lekturze Słowa Bożego, Do unikania duchowych fajerwerków i nieustannej pogoni, aby nasze uczucia stale były napięte. Dziś jest to szczególnym wyzwaniem, kiedy zamkniecie w czterech ścianach nie mamy przystępu do kościoła, sakramentów, społeczności, ludzi.

Wytrwać w takim stanie z pokorą opierając się o Boże Słowo, to przesłanie, które uczniom w Wieczerniku i nam ludziom współczesnym przekazuje Maryja, Matka Słowa. Ale o tym… dopiero jutro… Wielka Sobota Matki Bożej.