9 kwietnia 2020 r.

W Wielki Piątek jest post ścisły. Praktyka umartwienia

Zbliża się Wielki Piątek. Praktyka i prawo Kościoła Katolickiego eksponuje ten dzień jako jeden z dwóch szczególnych w ciągu roku liturgicznego. Wielki Piątek naturalnie kierując myśli ku cierpieniu i śmierci krzyżowej Jezusa Chrystusa zachęca do umartwienia. Dlatego łącząc się z doświadczeniami Chrystusa praktykujemy tego dnia post ścisły. Nawiązując do tego wątku podamy kilka uwag na temat umartwienia.

Modlitwa i ofiara są ze sobą złączone nierozerwalnie, są jakby aspektami tej samej rzeczywistości, tego samego wstępowania do Boga. Trzeba zatem uważać, by z modlitwy nie zrobić jakiegoś wznoszenie się ku Bogu, jedynie myślą i uczuciem. Cały człowiek idzie do Boga i ten jego ruch ku Bogu jest jednocześnie wysiłkiem modlitewnym. Modlitwa prawdziwa zawsze zawiera w sobie wolę oddanie się Bogu całkowicie, jest wyjściem naprzeciw Boga, wysiłkiem człowieka pociągniętego łaską, by się wyzwolić od świata i od siebie, i otworzyć się na życie Boga, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Modlitwa, która nie zawiera w sobie tego ostatecznego dążenia, nie jest modlitwą, ale jakimś oderwaniem od życia, abstrakcyjnym i bezpłodnym rozmyślaniem. Nie oparta o wysiłek ofiary, o wyrzeczenie się, modlitwa stopniowo traci swoją prawdę wewnętrzną wobec Boga, wypróżnia się z treści i w końcu przestaje istnieć.

Wysiłek ascetyczny znajduje swoje siły i prawdziwy kierunek w modlitwie. Jeżeli nie czerpie obficie z modlitwy, umartwienie nie pójdzie daleko, lecz prędko się wyczerpie i nie zdobędzie się na największe ofiary dla Boga. Asceza całkowicie pozbawiona modlitwy traci swój kierunek i zamiast ofiary czci Bogu, staje się egocentrycznym, świeckim doskonaleniem siebie samego. Jest więc rzeczą nieodzowną, aby te dwa elementy były ze sobą związane i stanowiły jak najbardziej jedną całość.

Umartwienie jest dyscypliną porządkującą i poddającą Bogu całego człowieka. Przez grzech pierworodny i grzechy osobiste człowiek stał się buntownikiem wobec Boga. Bunt ten usadowił się w człowieku na wszystkich szczeblach jego istoty, we wszystkich władzach i przejawia się w mniejszym lub większym stopniu we wszystkich uczynkach człowieka. Jest w człowieku jakieś nieposłuszeństwo myśli i woli, nieposłuszeństwo pragnień i dążeń, nieposłuszeństwo wyobraźni, zmysłów, języka, nieposłuszeństwo ciała. To nieposłuszeństwo przejawia się przede wszystkim przez szukanie zaspokojenia swych pożądań w sposób niezgodny z wolą Bożą, ale może się również objawiać brak wysiłku do spełnienia tego, czego Bóg żąda.

(tu rozpoczyna się dalszy ciąg tekstu z facebooka)

Zadaniem umartwienia jest wyleczenie, naprostowanie człowieka, uporządkowanie, aby pragnął tylko Boga. Dlatego umartwienie powinno objąć całego człowieka i wszystkie przejawy jego życia duchowego i cielesnego, które prostuje, porządkuje i poddaje łasce. Nie jest właściwym umartwieniem pragnienie, dążeniem do cierpienia, lecz pragnienie do uporządkowania i do przywrócenia Bożego ładu w człowieku. Owszem, u dusz oczyszczonych, uporządkowanych, które całkowicie poddały się Bogu może wystąpić umiłowanie cierpienia za względu na Chrystusa, ale jest to łaska szczególna i powinna być potwierdzona przez władzę dobrego spowiednika lub kierownika duchowego, aby nie ulec złudzeniom i pysze.

Umartwienie nie może być ani wyłącznie wewnętrzne, ani wyłącznie zewnętrzne, ale jedno i drugie. Trzeba przyznać, że wewnętrzne jest ważniejsze, bardziej podstawowe i głębiej leczące ducha niż zewnętrzne. W dzisiejszych czasach jednak nadmiernie lekceważy się umartwienie zewnętrzne, co prowadzi do tego, że w ogóle zanika. Racjonalizacja, niemądre pedagogiki i wypaczone, odrzucające religijność człowieka, psychologie, nakazują stronić od tego. Ci, którzy mówią wyłącznie o umartwieniu wewnętrznym, duchowym, z zasady nie praktykują żadnego umartwienia, ze szkodą dla swego uświęcenia. Trzeba wychować, a więc umartwiać całego człowieka takiego, jakim jest, złożonego i z ducha i z ciała. Współczesne pokolenie w bardzo dużej mierze zaniedbało te dziedziny. Ojcowie nasi grzeszyli solidnie, ale przy tym pokutowali, umartwiali się; my zaś grzeszymy chyba nie mniej, ale nie umiemy pokutować.

Czasem zdarzają katolicy, którzy chętnie podejmują umartwienia zewnętrze, spektakularne, wyjątkowe, a zapominają o tym, że nie są duchami i powinni pamiętać o umartwieniu, jakie niesie ze sobą dzisiejsze życie, a ono żąda nieraz wysiłków przekraczających siły. Praca ponad normę z powodu niewystarczających zarobków, braki i wyrzeczenia wszelkiego rodzaju, aby utrzymać rodzinę i wychować dzieci, napięcia w pracy i niepokój z niej wynikający czynią z nas ludzi umęczonych, zdenerwowanych, często wyczerpanych, rozchwianych psychicznie lub duchowo. To wszystko zawiera bardzo wiele umartwień zesłanych przez Opatrzność i już zawiera w sobie szerokie pole do praktyki zaparcia się siebie, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ogólne osłabienie zdrowia. Jest rzeczą bardzo ważną, by duch nie załamywał się ani drętwiał w bezmyślnym, biernym i ogłupiającym znoszeniu takich okoliczności. Zwłaszcza praca jest specyficzną formą ascezy i umartwienia w dzisiejszych czasach. Znakomitym umartwieniem są obowiązki, jeżeli do głębi rozumie się ich wymagania i usiłuje się im sprostać. Obowiązki zawodowe wykonywane ze starannością i odpowiedzialnością, obowiązki małżeńskie i rodzinne właściwie kształtowane – wymagające czasem nadludzkiego wysiłku, obowiązki społeczne i polityczne, obowiązki kościelne i religijne, obowiązki wobec bliźnich i potrzebujących. Poważne i odpowiedzialne podejście do obowiązków zmusza człowieka do bardzo surowego życia na co dzień. To forma umartwienia, choć dziś spychana na margines wiary i praktyki, zapomniana, jest najbardziej naturalną i zdrową, bezpieczniejszą od wielu innych, bo nie wymyśloną przez nas, ale wynikającą z samej natury obowiązków i poważnego ich rozumienia.

Historia ascezy chrześcijańskiej wykazuje pewną ewolucję w kierunku do wewnątrz i w kierunku łagodzenia umartwień zewnętrznych. Starożytni ojcowie pustyni praktykowali wiele ostrości zewnętrznych. Jakkolwiek byłoby niesłusznie twierdzić, że uważali je za rzecz najważniejszą, to jednak jest pewne, że duże znaczenie przywiązywali do nich. Wymagali wiele od siebie i swoich uczniów. Panował wśród nich duch pewnego atletyzmu ascetycznego, współzawodnictwa w umartwianiu się. Był to niewątpliwie piękny zryw młodocianego Kościoła i przejaw tężyzny duchowej tych chrześcijan.

Z biegiem czasu jednak lepiej rozumiano, że pole walki o uzdrowienie człowieka znajduje się przede wszystkim w duszy. Asceza zakonników poszła więc w głąb i główny nacisk poszedł w kierunku umartwiania ducha, które realizuje się przede wszystkim przez pokorę i ścisłe z nią powiązane posłuszeństwo. W tym zaś co dotyczy strony zewnętrznej, postawiono zasadę umiaru. W średniowieczu w praktyce umartwienia zewnętrznego dodano posty, pracę, znoszenie zmęczenia, niesprzyjających warunków. Pojawiły się też praktyki, już nieco sztuczne, polegające na zadawaniu sobie dotkliwego bólu, np. biczowanie, noszenie kolczastych pasów itp.

Umartwienia bardzo owocne to umartwienia zmysłów: wzroku, słuchu i smaku, jak również umartwienie języka. Łączą one bardzo wielką wartość leczącą z zupełnym bezpieczeństwem ze stron zdrowia. Zaiste nikt jeszcze nie umarł ani zachorował, gdy rezygnował z ciekawości widzenia i słyszenia albo powstrzymując się od gadania. Pożytek z tego wielki i głęboko duchowy, bo duch ludzki, zamykając okna zmysłów, skupia się w sobie, znajdując wewnątrz wiele mocy i światła. To umartwienie ma o wiele bliższy i bezpieczniejszy związek z życiem wewnętrznym, powodując uciszenie duszy, które umożliwia bliskie obcowanie z Bogiem.

Najlepsze umartwienia są te, które uderzają najtrafniej w to, co w naszym charakterze i naszym postępowaniu najbardziej sprzeciwia się łasce Bożej oraz ludziom. Na ogół wiemy, ale czasem udajemy, że nie zauważmy dziedzin charakteru, które powinniśmy poprawić, a które otoczenie najbardziej dotyka. Praca nad własnymi słabościami jest zawsze wymagająca i dotkliwa, ale to najprostsza droga do Boga i do ludzi. Trzeba wiele cierpliwości i upadków, aby wyzbyć się drobnostek, przywar czy dziwactw. Brak wyraźnego postępu w tej dziedzinie nie powinien nas zwalniać z wysiłku, a na pewno nauczy pokory i wyrozumiałości wobec innych. W dziedzinie umartwienia i modlitwy, realizuje się zasada, że wiele więcej osiąga się przez czyny bardzo małe, ale spełniane wytrwale wśród różnych okoliczności życia, niż przez czyny wielkie, ale dorywcze i bez ciągłości, bo wytrwanie w dobrym na dłuższą metę jest czynem znakomitszym od czynów wielkich.

Szczególnie w dzisiejszych czasach, czasach uniwersalnego nieładu, trzeba zwrócić baczną uwagę na ład życia i dyscyplinę osobistą. Tego nam bardzo brakuje, gdyż cechy te nie leżą w naturze polskiej. Jesteśmy też wszyscy wychowankami tego powszechnego nieładu. Warunki zewnętrzne życia, jakie prowadzimy są pod tym względem bardzo niesprzyjające, dlatego ten nieład jest wszędzie. W życiu młodzieży i życiu ludzi dorosłych nie wyłączając duchownych. Nasz plan dnia zmienia się nieraz zależnie od fantazji: wstaje się o różnych godzinach, posiłki spożywa się nieregularnie, robi się to, do czego ma się w tej chwili natchnienie, by potem zarywa się noce na pospiesznym wypełnianiu zaniedbanych obowiązków (tu najczęściej ofiarą padają obowiązki religijne). Cały ten nieład, często wcale nie wynika z konieczności zewnętrznych, ale z naszego nieładu wewnętrznego i braku dyscypliny osobistej. Tego rodzaju styl życia niszczy człowieka, a dzieje się to jeszcze szybszym tempie na skutek słabości nerwowej i psychicznej. Niszczy się w ten sposób zdrowie, niszczy się umysł i zdolności, niszczy się nawet samego ducha oraz życie duchowe.

Trzeba dzisiaj koniecznie ratować ład i pokój w życiu ludzkim. Sprawa to oczywiście nie tylko zewnętrzna, ale jeszcze więcej wewnętrzna. Nie bez znaczenia jest tu porządek dnia. Znaczenie porządku dnia nie należy oceniać przesadnie, czyniąc z wierności jemu kwintesencję doskonałości (coś w tym jest także w wypełnianiu zobowiązań, które przyjmują na siebie członkowie wielu ruchów kościelnych). Takie stanowisko zbliża się bardzo ku judaizmowi i taką postawę piętnował św. Paweł w swoich listach. Gdy punkt ciężkości wysiłku ascetycznego przyjdzie na przestrzeganie porządku dnia, człowiek staje się niewolnikiem zewnętrznego porządku i przestaje być podatny na działanie łaski. Bo do planu dnia (grupowych zobowiązań) można się przywiązać, jak do każdej innej rzeczy. I jest to bałwochwalstwo. Jeśli więc plan dnia ma być użyteczny dla postępu duchowego, musi być elastyczny, tak aby zawsze można było od niego odstąpić, w imię jakiegoś większego dobra. Decydującą jest tutaj właściwa hierarchii wartości, a nie swoje zachcianki lub znużenie życiem uporządkowanym. Plan dnia spełnia swoje zadanie ascetyczne, jeżeli nie będziemy od niego odstępować dla zachcianki lub błahych powodów, ale każde odstąpienie od niego będzie należycie umotywowane. Trzeba przyznać, że bywają ludzie, a jest ich w nawet niemało, którzy odczuwają jakiś wstręt do życia uporządkowanego. Na samą myśl o planie dnia, coś w nich jakby drętwieje. Ich styl życia jest zupełnie inny, czują się dobrze, gdy mogą w każdej chwili improwizować i spełniać to, czego obecna chwila żąda, nie troszcząc się o to, co będzie dalej. Tacy ludzie chętnie mówią o Woli Bożej objawiającej się w konkretnej sytuacji. Gotowość odpowiedzenia tej Woli Bożej ma w ich mniemaniu zastąpić ład i porządek. Oczywiście zdarzają się takie osoby, dla których plan dnia nie będzie pożyteczny albo nawet nie będzie możliwy do zastosowania, ale wydaje się, że takich jest znikoma mniejszość. Brak porządku dnia prowadzi do marnowania bardzo wielkiej ilości czasu, a osoby przepracowane, będące pod stałym naciskiem pracy i pośpiechu, prowadzi do zaniedbania rzeczy najważniejszych, zaś osoby dysponujące czasem prowadzi do kierowania się w praktyce życia więcej upodobaniami i zachciankami chwili niż obowiązkiem. Brak planów zazwyczaj działa rozpraszająco i osłabia wolę człowieka; istnienie zaś dobrze dostosowanego do naszych potrzeb planu dnia pozwala skoncentrować swoje siły na tym, co robić mamy, na samej treści, zamiast rozpraszać się na wahania i ciągłe podejmowanie na nowo decyzji, co będziemy robić. Z tymi zastrzeżeniami można powiedzieć, że plan dnia jest cennym narzędziem ascetycznym dla wzmocnienia naszej woli, ukierunkowania wysiłków, uchronienia się od chwiejności, złudzeń i straty czasu. W obecnie warunkach przypadkowe gospodarowanie czasem prowadzi zazwyczaj do zaniedbania życia duchowego, a to może stać się powodem upadku.