4 kwietnia – 2020 r.

Krzyż w życiu chrześcijanina cz. I

Źródłem wiary katolika jest Pismo Święte i Tradycja, które łączą się ze sobą i komunikują. Dzięki temu uobecnia się i ożywia w Kościele misterium Chrystusa, który obiecał pozostać ze swoimi uczniami po wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28,20). Z tego źródła czerpiemy wiedzę, siłę i moc, by przyjąć wiarę, rozminąć ją i oczyszczać.

Sięgając do Pisma Świętego, przypominamy sobie, że powstało Ono na przestrzeni tysięcy lat, w różnych okolicznościach, wśród różnych ludzi, zapisane pod natchnieniem Ducha Bożego przez wielu autorów. Dlatego potrzebujemy pewnej wiedzy, aby właściwie zrozumieć sens biblijny i odnaleźć wolę samego Boga. To wydaje się naturalne – mamy bowiem nasze, ludzkie doświadczenie. Inaczej przyjmujemy słowa rodziców w wieku dziecięcym, ale kiedy jako już dorośli wspominamy poszczególne sytuacje i słowa nasze rozumienie wydaje się głębsze i dojrzalsze – oceniamy to z innego punktu osobistego rozwoju. Podobnie jest ze Słowem Bożym. Aby nie zagubić się w interpretacji należy pamiętać, że Bóg najpierw mówi do ludzi w starożytnych czasach, odnosząc się do ich rozumienia świata, ich mentalności, ich etapu rozwoju społecznego, rodzinnego, nawet politycznego. Czyni to w tym celu, aby w konkretnych warunkach, których żyją wzbudzić w nich wiarę. Natura Słowa Bożego jest jednak i taka, że niesie w sobie pierwiastek ponadczasowy. To dlatego przyjmujemy Biblię, jako Słowo dla nas. Trzeba więc w Nim oddzielić to, co jest tylko dla ludzi ówczesnych czasów i w tym kontekście odczytać, to, co dotyczy nas (1. Zrozumieć, co Bóg mówił do ludzi, w czasach, gdy została napisana księga – co odnosi się tylko do tamtych czasów, a co jest uniwersalne. 2. Przyjąć ponadczasową naukę i jej świetle oceniać swoje życie.)

Zbliżamy się do liturgicznego czasu, gdy eksponujemy odkupienie, które zostało nam, zranionym przez grzech pierworodny ludziom, ofiarowane przez Boga. Szczególnie zatem zwracamy uwagę na krzyż naszego Pana Jezusa Chrystusa. Aby więc zrozumieć przesłanie, jakie niesie znak krzyża dla chrześcijan w XXI wieku, na początku zastanowimy się, jakie krzyż miał znaczenia dla uczniów Chrystusa.

Ukrzyżowanie było karą rzymską, a nie żydowską, było karą niewolników. Ze źródeł historycznych dowiadujemy się, że Rzymianie często stosowali tę karę wobec buntujących się Żydów. W czasach rozruchów, które nastąpiły po śmierci Heroda Wielkiego, zarządca Syrii skazał na śmierć krzyżową wielu reprezentantów żydowskiej arystokracji. Po zniszczeniu Jerozolimy w roku 70. żołnierze rzymscy ukrzyżowali tylu jeńców wojennych, że aż brakło drzewa na krzyże. Krzyż dla ludzi tamtych czasów był znakiem haniebnej śmierci, a ukrzyżowanie najstraszliwszą torturą. Wystarczyło im więc tylko jedno słowo, aby przywołać na pamięć tę przerażającą rzeczywistość. Była to tortura tak straszna i nieludzka, że budziła lęk i obrzydzenie nawet u twardych Rzymian. Ukrzyżowanie było „karą najokrutniejszą i najpotworniejszą (…) najwyższą i ostateczną karą niewolników” – tak pisał rzymski historyk. Karano w ten sposób tylko niewolników i to jeszcze za poważniejsze wykroczenia. Dlatego często niewolników nazywano „nosicielami krzyża”. Wolny obywatel rzymski nie mógł być karany przez ukrzyżowanie. „Związać obywatela rzymskiego to jest przestępstwo, obić go to jest zbrodnia, zabić prawie ojcobójstwo. A cóż mam powiedzieć o zawieszeniu na krzyżu? Rzeczy tak przerażającej nie można nadać wystarczająco godnej nazwy!” Żydzi krzycząc do Piłata: ukrzyżuj Go – domagali się dla Jezusa poniżającej kary niewolnika.

Narzędziem kaźni był krzyż. Składał się on z dwu części: z pionowego pala, który wkopywano w ziemię, oraz z belki poprzecznej. Belkę poprzeczną łączono z palem w czasie egzekucji. W połowie pionowego pala wystawał sęk lub kołek, na którym opierał się krzyżowany. Podpora ta była konieczna, gdyż ciało skazańca nie utrzymałoby się na krzyżu tylko na trzech gwoździach. Przybite dłonie rozdarłyby się z powodu ciężaru zwisającego na nich ciała. Przed ukrzyżowaniem biczowano skazańca, często czyniono to w drodze na miejsce kaźni. Skazany na krzyż oddawany był w ręce czterech żołnierzy, którymi dowodził centurion. Jego obowiązkiem było stwierdzenie śmierci skazańca. Na barki skazanego kładziono poprzeczną belkę krzyża, a idący na przedzie urzędnik sądowy niósł tabliczkę z wypisaną wyraźnie winą skazańca. O tym szczególe wspominają również ewangeliści: „A nad głową Jego umieścili napis z podaniem Jego winy: jest Jezus, Król Żydowski (Mt 27,37). W drodze na miejsce stracenia przechodzono przez ruchliwe ulice, aby wyrok śmierci był znany i działał odstraszająco. Podczas drogi skazany narażany był na kpiny ciekawej gawiedzi i rozwścieczonego tłumu. Nie był już właściwie człowiekiem, ale obiektem wyjętym spod prawa, nędznym, zaledwie poruszającym się stworzeniem. Po przyjściu na miejsce kaźni, obok pala wkopanego w ziemię rozbierano skazańca. Obnażony skazaniec kładł się na wznak; pod jego rozkrzyżowanymi ramionami umieszczano poprzeczną belkę i przybijano do niej ręce. Przy pomocy liny wciągano skazańca wraz z poprzeczną belką na pal w ten sposób, by usiadł na wystającym kołku. Belkę poprzeczną przy pomocy gwoździ lub liny łączono z palem; następnie stojący na ziemi żołnierze przybijali nogi skazańca. W takim stanie skazaniec oczekiwał śmierci. Wystawiony był na widok publiczny; przez przechodzących obok ludzi był wyśmiewany. Jedni przyglądali się z ciekawości, dla zwykłej sensacji, inni patrzyli z pogardą. I tego też Jezusowi nie oszczędzono: „Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami, mówiąc: (…) jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża (…) Innych wybawił, siebie nie może wybawić (…) Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego(Mt 27,39-44). Zamiast współczucia drwina i pogarda; zamiast pomocy i ulgi bluźnierstwo. Śmierć ukrzyżowanego mogła nastąpić z różnych przyczyn: z upływu krwi, z powodu gorączki, z głodu i pragnienia. Nieraz następowała ona bardzo szybko, niekiedy jednak bolesna agonia trwała kilka dni. Bywało również i tak, że żołnierze z własnej inicjatywy skracali życie skazańca, rozpalając pod krzyżem ognisko, by udusił się gęstym dymem, przebijając go włócznią lub łamiąc mu maczugą golenie. Zwłoki, początkowo, pozostawiano na krzyżu, aż do zupełnego rozkładu; w czasach późniejszych władze zezwalały rodzinie lub przyjaciołom zabrać ciało.

W świetle tej historii rozumiemy lepiej, co kryje się za prostym zdaniem Ewangelistów: „Ukrzyżowali Go”. Ogrom poniżenia i morze boleści. Ukrzyżowanie to rzecz przerażająca. Credo Kościoła uczy nas, że „został ukrzyżowany także za nas”. Prorok Pański zapowiadał: „Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy” (Iz 53,5). I właśnie dlatego o krzyżu i ukrzyżowaniu Jezusa, nie możemy mówić, pisać i rozmyślać jako o dawnej, zamierzchłej historii. To jest ciągle żywa, aktualna i pulsująca serdeczną krwią rzeczywistość, to szczyty najwyższej miłości. „Nie ma bowiem większej miłości nad tę, jeśli ktoś życie swoje daje za przyjaciół”.