30 marca 2020 r. – Miłość i komunia.

To, co najtrudniejsze do zrobienia, jest zwykle tym, co najwłaściwsze.

Biblia już od samego początku ukazuje Boga autorytet miłości. Bóg chce pełni życia dla człowieka i pragnie go uchronić od śmierci. Taka jest wymowa sceny z Księgi Rodzaju, kiedy Adam i Ewa dowiadują się o Bożym zakazie. Stwórca jawi się jako Bóg miłości i życia, jako Ten, który chce pełnego rozwoju człowieka. Stąd słowa: „bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1,28). Od samego początku stosunek człowieka do Boga miał być synowski, miał być pełnym zaufania do dobroci i życzliwości Boga. Miał być zjednoczeniem z Bogiem w miłości. Nie chodziło przede wszystkim o to, by człowiek wypełniał nakazy Boże, ale o to, by był z Nim. Był Jego domownikiem, by z Nim się solidaryzował, tak, aby sprawy Jego uważał za własne, a także, by nigdy od Niego nie odszedł. Taktyka Kusiciela z Księgi Rodzaju dąży właśnie do podważenia takiej relacji. Wężowi nie chodziło to, by człowiek przekroczył Boży zakaz. Pierwszą intencją, sięgającą najgłębiej, było zburzyć komunię człowieka z Bogiem. Sposobem realizacji tego celu miało być podważenia zaufania do Boga, zwątpienie w czystość Bożych intencji, rozwinięcie zwątpienia w uczucie miłości i życzliwości do Boga. Ewa rzeczywiście wierzyła, że Bóg z miłości w trosce o życie człowieka zakazał im spożywać owoce z tego drzewa. Kusiciel chce zburzyć tą dziecięcą wiarą. Rozbudza w umyśle Ewy przekonanie, że zakaz został wydany, nie w trosce o człowieka, o jego życie, ale, że Bóg jest nieżyczliwy i chce zahamować rozwój człowieka. Przyjęcie tej interpretacji sprawiło, że człowiek przestał widzieć prawdziwy obraz Boga miłości i życia. Zamiast komunii w miłości i dziecięcym zaufaniu do Boga, pojawiła się postawa lęku i zabezpieczenia przed Bogiem. W taki sposób reaguje Adam po upadku chowając się w gęstwinie ogrodu.

W tym opisie mamy ciekawą naukę, która dziś szczególnie ważna jest w tych trudnych wydarzeniach pandemii, które nas dotykają. Chodzi o głębokie poczucie jedności, komunii, wspólnoty z hierarchią Kościoła. Chodzi o miłość, o zaufanie, o solidarność w działaniu i w tym kontekście także o uległość i posłuszeństwo. Niestety spojrzenie na hierarchię Kościoła zostało spłacone. Nadmiernie skoncentrowana uwaga na problemie rozkazu i jego wypełnienia, na emancypacji i demokratyzacji Kościoła sprawiły, że zapomniany został nadprzyrodzony, synowski stosunek miłości, czci i uległości wobec tych, w których Chrystus uobecnia się dla nas jako Głowa społeczności odkupionych.

Uczucie miłości uległości, jakie prawdziwy chrześcijanin ma w stosunku do swojego biskupa, nie opiera się na nieomylności biskupa, bo biskup jej nie posiada. Chociaż ma szczególną pomoc Ducha Świętego do nauczania Ludu Bożego i rządzenia nim. Nie o to jednak chodzi w pierwszym rzędzie. W jakim stopniu biskup zna wolę Bożą, na to pytanie nikt nie potrafi odpowiedzieć. Ale pewne jest to, że on uobecnia Chrystusa Zmartwychwstałego w sposób rzeczywisty i że w tej roli nikt nie może go zastąpić. To jest pewne i to wystarcza by chrześcijanina przekonać, że wolą Bożą jest, byśmy byli z nim zjednoczeni. Biskup jest przedmiotem szczególnej miłości wiernych i ta miłość się nie myli. Ku biskupowi prowadzi wierzącego głód komunii żyjącym Chrystusem i pragnienie poddania się Jemu, Jego osobie, przede wszystkim spełnienia Jego woli. Tu nie może być żadnej wątpliwości co do woli Bożej.

Dlatego stosunek wiernych do autorytetu Kościoła nie powinien być ustawiony tylko na płaszczyźnie uległości i posłuszeństwa. Trzeba koniecznie ożywić ten stosunek miłości i komunii, który w ciągu wieków nadmiernie został zapchnięty na margines życia duchowego, a bez którego dzisiejszy człowiek odczuwa wielką trudność w przyjęciu posłuszeństwa. Biskup jest osobą, która niesie urząd, bez którego nie ma jedności Mistycznego Ciała – Kościoła. Biskupi stanowią punkt węzłowy chrześcijańskiej jedności, która jest w miłości. To prawda musi znaleźć swój wyraz w stosunku chrześcijan do władzy w Kościele. Komunia jest darem hierarchii według słów świętego Jana (1 J 1,3): „oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i usłyszeli, abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami, a mieć z nami współuczestnictwo, znaczy mieć je z Ojcem i z Jego Synem, Jezusem Chrystusem”. Ale jednocześnie ta komunia jest darem Ludu Bożego, darem miłości, która umacnia hierarchię, napełnia szczęściem i mocą jej posługiwanie. Ta jedność niweczy wpływ Szatana oraz zabezpiecza przed błędem i grzechem.

Należy więc wychowywać się do tej żywej komunii z hierarchią w Duchu Świętym, w miłości zjednoczeniu. Taką postawę, którą należy rozwinąć nazywamy synowską czcią pełną miłości, życzliwości i lojalności. Prawo pasterzy Kościoła do większej miłości ze strony Ludu Bożego podkreśli św. Paweł Liście do Tesaloniczan (1 Tes 5,12): „prosimy was bracia, abyście uznali tych, którzy wśród was pracują, którzy przewodzą wam i w Panu was napominają. Ze względu na ich pracę otaczajcie ich szczególną miłością”. Chętnie posłuszeństwo ze strony chrześcijan przynosi pasterzom radości, czyni ich zdolnymi do wypełnienia trudnego pasterskiego zadania. Przeciwnie zaś, taka postawa gminy w stosunku do przełożonych, która zasmucę ich, odbiera im siłę i światło radości, obraca się na szkodę samej gminy. Prawda tę wypowiada autor Listu do Hebrajczyków (Hbr 13,17): „bądźcie posłuszni waszym przełożonym i bądźcie im ulegli, ponieważ oni czuwają nad duszami waszymi i muszą zdać sprawę z tego. Niech czynią to z radością, a nie ze smutkiem, bo to nie byłoby dla was korzystne”. Ta prawda zasługuje na mocne podkreślenie, że przypływ dobroci, miłosierdzia, miłości, dobrej woli ze strony podwładnych, staje się nośnikiem łaski Ducha Świętego, która intensywnie światło miłości w duszach pasterzy i czyni ich zdolniejszymi do rządzenia w Duchu Świętym ku radości całej wspólnoty. Od chrześcijan więc i od ich stosunku do autorytetu w Kościele zależy w dużej mierze łaska, z jaką będą kierowani przez swoich zwierzchników.

W świetle tej komunii rozumiemy prawdziwie głębszy sens karności kościelnej. Bo w katolickim rozumieniu komunia w miłości jest nie do pomyślenia bez jednoczesnego daru woli w chętnym posłuszeństwie okazywanym tym ludziom, którzy są węzłami jedności w Mistycznym Ciele. Miłość katolicka jest więc z istoty swej miłością karną, miłością budujące Ciało Kościoła i jego jedność przez więzadła posłuszeństwa. Z tego wynika że karność kościelna – wbrew temu co niektórzy znają się o niej myśleć – to nie jest zwykła dyscyplina porządkowa w rodzaju regulaminu, ale to organiczny przejaw i wraz wewnętrzny komunii i zarazem prawdziwa więź jedności Mistycznego Ciała Chrystusa. Jest rzeczą ogromnej wagi, by członkowie Kościoła jasno sobie uświadomili, że podważanie karności kościelnej dosięga samej jedności Kościoła. Jest rzeczą charakterystyczną, że wrogowie Kościoła często lepiej rozumieją wagę karności kościelnej, niż wierni, a nawet różni kapłani, którzy w klimacie „posoborowej wolności” naruszają lekkomyślnie karność kościelną, nie uświadamiają sobie jaką krzywdę wyrządzają Kościołowi i Ludowi Bożemu. W obecnej sytuacji trzeba więc zwrócić baczną uwagę na występującą tu i ówdzie wśród katolików postawę nieufności, jakby samoobrony przed działaniem biskupów Kościoła, niechęci do jej decyzji, jakby zagrażała ona wolności i rozwojowi człowieka. Postawa taka przypomina tę postawę, którą Wąż sugerował Ewie. Pozwólmy Chrystusowi działać przez tych, których on sam wybrał i zaufajmy temu działaniu. To uchroni nas przed zgorzknieniem, pychą i grzechami. Zatem nie słuchamy własnych odczuć, podróżniczych autorytetów czy celebrytów epatujących swoimi przemyśleniami, dotyczącymi nawet spraw Najświętszych. Za to słuchamy biskupów wybranych przez Chrystusa i ustanowionych przez Kościół.