11 kwietnia 2020 r.
Matka Boża Wielkiej Soboty
W czasie Wielkiego Piątku, po śmierci Jezusa, uczeń Jan wziął Maryję do siebie do swojego serca i domu. Co odczuwała w tym dramatycznym momencie?
Ona stoi u stóp krzyża w milczeniu i w niezamierzone bólu z powodu śmierci syna. Jednak stoi – z godnością i całkowicie wyzutą z uczuć wiarą, wiarą, że musi spełnić się, choć staje się to w sposób nie do uwierzenia, Słowo Pana. Maryja, kiedy ciało Ukrzyżowanego spoczywa w grobie, pozostaje w milczącym oczekiwaniu. Nie traci wiary w Boga życia. W tym czasie, między największą ciemnością – „mrok ogarnął całą ziemię”, a jutrzenką dnia Zmartwychwstania – „wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia, gdy słońce wzeszło” Maryi nie pozostało już nic innego niż pamięć. To jedyne lekarstwo na ból, który już nie ma sił. Wrócić myślą do wielkich wydarzeń swojego życia. Już od chwili Zwiastowania one jaśnieją pełnym blaskiem i wyznaczają charakter Jej pielgrzymowania. Pocieszenie płynie z wiary, a ta wyrasta z wydarzeń i słów, które je określają.
- „Najpierw pociecha umysłu”. Bóg „nas pociesza w każdym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są jakiekolwiek udręce pociechą, której doznajemy od Boga” (2 Kor 1,4). To pocieszenie więc płynie z wiary. Opiera się zatem na prawdzie, którą człowiek do tej pory posiadł. Takie spojrzenie wstecz na Boże działanie w życiu. To pozwala jednym spojrzeniem objąć bogactwo, harmonię i piękną tego, co Bóg uczynił przez Jezusa Chrystusa. Jasne stają się proporcje i związki jakie łączą dzieje zbawienia z prostym życie każdego człowieka. W obliczu oczywistości cierpienia i śmierci, które przygniatają serce taki ogląd jawi się jako łaska Ducha świętego, dzięki której chwała Boża zaczyna jaśnieć tak silnie, że światłem prawdy opromienia nawet najmroczniejsze zaułki dziejów. Jest łaska dostrzegania chwały Bożej, która ujawnia się we wszystkich czynach. I przez nią Ojciec ofiaruje się światu w historii zbawienia, a w szczególności w życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa.
W takim spojrzeniu wszystko łączy się i spaja w jeden, mądry plan zbawienia. Życie Patriarchów, wielkich i małych proroków, życia Apostołów i uczniów, życia Jezusa i moje życie, stają się wspaniałą mozaiką i tworzą przekonujący oraz olśniewająco rysunek. Wówczas, w obliczu tego czy innego wydarzenia, choć nasze zmęczone usta nie potrafią już wydobyć słowa, nasza modlitwa nie obumiera. Jesteśmy zdolni dostrzec związki, jakie łączyły pojedyncze fakt i wydarzenia, słowa i uczucia, wysiłek woli, tak, że pojawia się światło, serce rośnie, a bezgłośna modlitwa tryska niczym woda z nowego źródła. Widzieć Boży plan, jak Maryja, która słyszy słowa zwiastowania. „Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego (…) a Jego panowaniu nie będzie końca”. Cóż czyni Maryja w tym dramatycznym momencie, gdy Ciało Ukrzyżowanego spoczywa w grobie? „Zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19); „A matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu” (Łk 2,51).
- „Pociecha serca”. „Przez swoją wytrwałość ocalić wasze życie” (Łk 21,19). Tu, słowo „wytrwałość” można także przełożyć jaką „cierpliwość”. Cierpliwość i wytrwałość to cnoty właściwe temu, to czeka, i choć jeszcze nie widzi nie tracić nadziei. To cnoty, które nas wspierają, kiedy przyjdą „szydercy pełni szyderstwa”, którzy będą postępowali według własnych żądz i będą mówili” „Gdzie jest obietnica jego przejścia? Odkąd bowiem ojcowie nasi zasnęli, wszystko jednakowo trwa od początku świata” (2P 3,3-4). Maryja uczy nas czekać i mieć nadzieję. Ona z wiarą czekała na zapowiedziane przez Anioła narodziny swojego Syna. Przez długi czas, w którym nic się nie wydarzyło w Nazarecie, nie przestawała wierzyć słowom Gabriela. Pod krzyżem i aż do grobu miała nadzieję wbrew nadziei, przeżyła Wielką Sobotę, dając nadzieję zagubionym i rozczarowanym uczniom. Ty zapraszasz dla nich i dla nas pociechy nadziei.
Podczas gdy „pociecha umysłu” pociąga za sobą oświecenie umysłu i otwarcie oczu na to, co Bóg uczynił, „pociecha serca” polega na łasce, która dotyka wrażliwość i najgłębszych uczuć, skłaniając je do przyjęcia Bożej obietnicy oraz przezwyciężenia niecierpliwości i rozczarowania. Kiedy wydaje się, że Pan spełnia swoje obietnice z opóźnieniem, łaska ta pozwala wytrwać w nadziei i nie poniechać oczekiwania. To żywa nadzieja, o której mówi św. Piotr (1 P 1,3). To „nadzieja wbrew nadziei”, o której mówi św. Paweł w odniesieniu do Abrahama (Rz 4,18), który „nie okazał wahania ani niedowierzania co do obietnicy Bożej, ale wzmocnił się w wierze. Oddał przez chwałę Bogu i był przekonany, że mocen jest On również, wypełnić, to co obiecał (Rz 4,20-21)
Maryja uczy nas nadziei w Wielką Sobotę. Kiedy wielu ludzi, także chrześcijan odczuwa pokusę porzucenia nadziei na życie wieczne, a nawet na powtórne przyjście Pana. Niecierpliwość i pośpiech typowe dla naszej stechnicyzowanej kultury sprawiają, że boleśnie odczuwamy każde opóźnienie w ujawnianiu planu Bożego i zwycięstwa Zmartwychwstałego. Słaba wiara, z jaką odczytujemy znaki obecności Boga w historii, przekłada się na niecierpliwości ucieczkę tak, jak przydarzyło się to uczniom idącym do Emaus. Choć widzieli nieomylne znaki zmartwychwstania, zabrakło im siły, by czekać na rozwój wydarzeń, i opuścili Jerozolimę (Łk 24,13n).
- „Pociecha życia”. Jaki sens ma cierpienie Maryi? Jak Ona mogła trwać niewzruszona, kiedy przyjaciele Syna uciekli i rozproszyli się? Jak to możliwe, że Ona potrafiła dostrzec sens tragedii, którą przeżywała? „Jeżeli ziarno wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24).
Sensem cierpienia Maryi jest zrodzenie ludu wierzącego. W Wielką Sobotę przypomina nam, że stała niewzruszenie pod krzyżem jako kochająca matka, która rodzi swoje dzieci. Pokazała, że ani Jej ofiara, ani Jej Syna nie została złożona na próżno. „Jezus umiłował nas i samego siebie wydał za nas” (Ga 2,20), i „Ojciec nie oszczędził Go, lecz złożył za nas w ofierze” (Rz 8,32), a Maryja zjednoczyła swoje matczyne serce z nieskończony miłosierdziem Boga, będąc pewną, że przyniesie to plon obfity. Zrodził się z niego lud, „wielki tłum z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków” (Ap 7,9). Symbolem owego tłumu jest ukochany uczeń Jezusa, który został powierzony Maryi u stóp krzyża. Pociecha, której Bóg udzielił Jej w ową Wielką Sobotę w czasie nieobecności Jezusa i rozpaczy uczniów, jest wewnętrznym siłą, którą nie zawsze sobie uświadamiamy. A jednak pojawia się i w nas poczucie, że jakaś siła wspiera nas w trudnych chwilach. Także wtedy, kiedy nie byliśmy świadomi jej i wydawało się nam, że jej nie mamy. Czasem zdaje się nam, że Bóg i ludzie opuścili nas. Lecz później, kiedy powracamy myślą w przeszłość zauważamy, że Pan cały czas podążał z nami, a nawet niósł nas na rękach. Ta myśl dodaje nam ducha, kiedy wszystko wokół nas jest ciemnością. Mrok Wielkiej Soboty może czasem sięgać samego dna duszy, mimo, że wola pragnie całkowicie poddać się zamysłom Bożym.
Maryja uczy nas, że apostolat, głoszenie Ewangelii, posługa duszpasterska, wychowanie w wierze, nadziei i miłości, budowanie wspólnoty mają swoją cenę, dokonują się wielkim kosztem. Jezus nas właśnie zdobył w ten sposób” „Wiecie, że z waszego odziedziczonego po przodkach złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa”.